sobota, 1 marca 2014

Tydzień pełen zwrotów akcji!

W zasadzie nie wiem co napisać, bo ostatnich tygodni po prostu nie da się opisać słowami. Mimo choroby, która mnie dopadła w najcięższym tygodniu, świńskiego numeru, który wycięli mi Polacy, potu lejącego się po plecach, ciągłej walki z kilogramami, mimo tego wszystkiego nie ma dnia żeby na naszym przytulnym poddaszu nie padły słowa: jest mi cholernie dobrze, czy nie mogłoby tak być już zawsze?? A jutro, jak jeszcze dojedzie Filip to już chyba mnie rozsadzi. W jednej osobie nie da się zmieścić tyle radości!
Humoru nie zepsuła mi nawet okropna rodzina polaków, którzy chcieli odjechać nie płacąc za szkolenie swoich dzieci. Dawno nikt mnie tak nie wyprowadził z równowagi. Mieszkali drzwi w drzwi, więc gdy udało Nam się zorganizować grupy , podeszłam do nich i zaproponowałam szkolenie, nawet załatwiłam im fajną cenę, bo chcieli tylko na trzy dni zapisać dwójkę szkrabów do mojej grupy, a nie bardzo byli przy forsie. Szybko tego pożałowałam. Nie dość, że dzieciaki do łatwych nie należały, to do ostatniej chwili tylko oni nie uregulowali płatności. W biurze obiecałam, że to załatwię, chociaż nie znoszę takich sytuacji. Słowo się rzekło, pukam wieczorem do sąsiadów i nieśmiało zagaduję: "po pierwsze jak tam dzieciaki, bo widziałam, Wasz rodzinny zjazd? Wszyscy cali?? bla bla bla kurcze i jeszcze taka sprawa, nie gniewajcie się na mnie, ale ścigają mnie w szkółce, bo nie wszyscy z mojej grupy zapłacili i prosiłabym żebyście jutro rano wyjeżdżając podjechali i......" tu wcina się mama: "to już załatwione, byłam po południu!!!!" No to jeszcze durna Nasiex zaczęła przepraszać, że zawracała gitarę i że w takim razie bardzo się cieszy i już nie przeszkadza.
Rano w radosnym uniesieniu zbiegałyśmy do Ski- bazy, żegnając po drodze sąsiadów, którzy jeszcze krzyczeli za nami, że nam zostawią jakieś rzeczy, które zostały im w lodówce. 
Wbijamy do szkółki: Ciao! Ciao! Pędzę do Kjary i rzucam tak tylko pro forma: to ja już jestem na czysto, wszyscy zapłacili...Kjara na mnie patrzy jak na wariata i mówi, że nadal mam dwójkę dzieci nie opłaconą, że nic się w tej kwestii nie zmieniło...proszę żeby jeszcze raz sprawdziła, wyjaśniam że byłam u nich i zapewniali mnie że zapłacili. Przeglądamy wczorajsze rachunki, transakcje...patrzę na Karo ona na mnie, sekundę później już pędzimy do apartamentowca modląc się żeby ich jeszcze złapać. Na ostatnim skrzyżowaniu się rozdzielamy, ja zasuwam do recepcji, a Karo prosto pod ich klatkę. W recepcji dowiaduję się że jeszcze nie oddali klucza, w skrócie wyjaśniam skąd purpura na mojej twarz i piana z pyska. Dopadam ich jeszcze w pokoju i nadal grzecznie, bo w głowie mi się nie mieści, że mnie okłamali, proszę żeby jedno z nich podeszło ze mną wyjaśnić tą sytuację. Mówią że dopakują samochód i podjadą. Oczywiście przeszło mi przez głowę, że powinnam im się wpakować do auta, ale musiałabym usiąść dzieciakom na kolanach, więc wolałam zaryzykować, że mi uciekną niż na siłę się tam wciskać. Schodzimy droga do miasteczka i obstawiamy obie możliwe drogi ucieczki. Wybierają tą przy której stoję ja, wychodzę na szosę, babka wysiada i nadal z uśmiechem na twarzy "bieży" w moją stronę, żartuje, że mogą jej w biurze nie poznać, bo ma inną kurtkę i jest bez czapki... puszczam ją przodem żeby zobaczyć czy w ogóle wie gdzie iść, niby trafia bez pudła ale wyczuwam, że nie do końca jest pewna przy którym kontuarze stanąć. Od progu krzyczy, że przyszła wyjaśnić sprawę płatności, staje przed Kjarą i mówi że była o 16:30 i to właśnie JEJ zapłaciła. Nasza kochana Kej ma coraz większe oczy, ale spokojnie prosi o rachunek. Oczywiście potwierdzenie zostało spakowane bardzo głębooooko i nie da się go wyciągnąć... baba dalej się upiera przy swojej wersji, a ja nadal grzecznie proszę o rachunek, bo nigdzie w biurze taka transakcja nie została zarejestrowana. Oczywiście walizka, w której jest świstek jest na samym dnie bagażnika.... po raz kolejny słyszę, że była najpierw w wypożyczalni oddać narty, później w sklepie i wracając do domu wpadła zapłacić za szkolenie i wszędzie płaciła kartą...EUREKA!!! Proszę w takim razie żeby zalogowała się na swoim koncie i pokazała mi transakcje z wczorajszego dnia. Minuty lecą, a ona już zaczyna bajerować, że pewnie jeszcze nie ma tego w historii, wreszcie się loguje a tam... czary: sklep jest, wypożyczalnia jest, a szkolenia nie ma. MAGIA! No i nagle ona proponuje, że zapłaci jeszcze raz!!!!!!! FUCK!!! Ale prosi o wszystkie moje dane, bo gdyby jednak ściągnęli jej podwójnie z konta to muszę jej wysłać te "niewidzialne" pieniądze. Ona wychodzi, a ja ze złości się poryczałam. Kjara nie wierzy w to co zaszło, bo kto jak kto ale ona ogarnia wszystko i pamięta każdego!!!Zaraz gdy zamknęły się drzwi krzyknęła : bitch with shit face!!! hehe mało tego, nie zgadniecie co znalazłyśmy na wycieraczce przed naszym apartamentem?! Otwarte mleko i dwa jajka!!! Jaja od razu poleciały za okno, a mleko wylądowało w zlewie!!!
Muszę przyznać, że bardzo mi w tej sytuacji pomogła Karo, nie wiem co bym bez niej zrobiła! Nawet nie zapytałam czy pójdzie ze mną, po prostu biegłyśmy ramie w ramię...dobrze mieć takich przyjaciół...
Po tym "uroczym" poranku nie wierzyłam, że ten dzień może się jeszcze skończyć dobrze...a jednak!!! Rodzice dzieciaków, które miały jeszcze jeden dzień ze mną pożegnali mnie tak ciepło, że zmiękły mi kolana, na każdym kroku spotykały mnie same miłe słowa i gesty, a na zakończenie podszedł do mnie tata Wiktora, który jeździł w grupie Karoliny i powiedział, że jeśli jestem wolna to chciałby zrobić żonie niespodziankę i wykupić jej jeszcze jedną lekcję ze mną, no i kilka minut później szusowałyśmy uśmiechnięte od ucha do ucha po naszej ulubionej trasie. Wjechałyśmy ostatnim krzesełkiem, na szczycie przywitało nas słonko i usłyszałam takie słowa, którymi się nie podzielę, bo to tylko MOJA chwila. Obie się popłakałyśmy i padłyśmy sobie w ramiona. To piękne popołudnie uwieńczyłyśmy oceanem spirtza, a wieczorem umówiliśmy się w barze i rozmawialiśmy godzinami przy piwku. Po porannym kryzysie i utracie wiary w ludzi, nie został najmniejszy ślad!!! Ściskam Was: Monika, Piotrek, Wiktor, Marcin, Aga, Pola, Szymek... i babcia:D Dzięki Wam wszystkim ten tydzień był naprawdę cudowny!!! Dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz