niedziela, 23 lutego 2014

Maestri di Sci e Snowboard:D

Wsiąknęłyśmy na dobre. Jest nam tu dobrze i wcale nie chcemy wracać!! Na dowód tego, że jesteśmy już włoskimi instruktorkami i zapuściłyśmy korzenie zamieszczam to oto zdjęcie:


sobota, 15 lutego 2014

Walę w tynki- święto murarzy:D

OMG!!!"To się nie dzieje się!!!" Wybaczcie, ale zaczynam mieć problemy z pisaniem po polsku. Mój mózg skutecznie się przestawił na angielski i na dodatek lekko miksuje z włoskim i czeskim. Kurcze naprawdę chciałabym teraz być Czesławem Niemenem i wyśpiewać Wam jaki piękny był ten dzień. Chyba żadne słowa w żadnym języku nie są w stanie oddać tej magii. 

Zaczęło się już o 9:00 gdy ruszyłyśmy z Karo poza trasy. Nie ma nic cudowniejszego niż szusowanie po świeżym śniegu w miejscach gdzie jeszcze nikogo nie było, przecinać go dechami i płynąć w oceanie bieli w nieznane. Udało Nam się machnąć Mugon tylko raz, bo Karo miała lekcje, ja za to ruszyłam na stok w poszukiwaniu klientów, ale zamiast tego spotkałam...Stefy!!! No i się zaczęło. Uknułyśmy misterny plan, że strzelimy sobie bombardino w Scuoli i pojedziemy na freerajdzik, tak po tajniacku, nie mówiąc nic nikomu. 

Jednak Stefka nie potrafi trzymać gęby na kłódkę i ledwo przekroczyła próg szkółki już się darła : yeahhhhhhhh we andiamo to freeride with Iga!!!!!!!!!! No i po chwili pędziliśmy już w trójkę... po pierwszych kilkudziesięciu metrach przestałam jednak żałować, że Mateo wybrał się z Nami, jest genialnym przewodnikiem i wspaniałym snowbordzistą, który zna każdy zakamarek tej góry. Balansowaliśmy na grani podziwiając szczyty i migoczące w oddali Trento. CZAD!!!

 Po południu dołączyła do Nas Karo i jeszcze kilku naszych włoskich przyjaciół. Muszę przyznać, że grupowy freeride daje jeszcze większego kopa. Gęba się śmieje jeszcze szerzej, gdy widzisz wokół siebie płynących w śniegu ludzi.

Oczywiście nie obyło się bez walentynkowych akcentów. Gdy po porannym joggingu zasiadłam do śniadania, które moja "kochanka-współlokatorka" zawsze szykuje gdy ja hasam po górach, okazało się że brakuje dla mnie filiżanki na naszą poranną pachnącą kawusię, idę do kuchni otwieram szafeczkę, a tam Nutella i śliczne serduszkowe kolczyki:D Ja Karoli zrobiłam opaskę z serduchem w kolorach, które jej się marzyły i położyłam jej o północy na poduszce, oczywiście obudziła mnie z piskiem- szalona Karola:D Jednym słowem radośnie się rozpieszczamy. Żyjemy w jakiejś zakręconej symbiozie, nawzajem się stymulując i motywując. Nie wiem co bym tu bez tej Wariatki zrobiła. Nie ma dnia żebyśmy podskakując pod chmury nie wykrzykiwały: ja chcę tu zostać, ja chcę tu zostać!!!


Italio kochamy Cię!!! 

Trojaczki:D:D:D

 

środa, 5 lutego 2014

Czeski film!!!

Tego jeszcze nie grali!!! Mam grupę 3 czeskich bąbli i sikam po nogach podczas naszych zajęć. Oni patrzą na mnie swoimi wielkimi ślepiami, kiwają tylko głowami, a ja pękam ze śmiechu gdy sama siebie słyszę: panimajecie? ciśniem prawa noha, kulana ugięte, poczkajcie na dole...yeah na horu!!! bez kitu, są jaja! Najważniejsze, że się w tym naszym zespole świetnie bawimy, a maluchy robią postępy!

niedziela, 2 lutego 2014

Całe życie pod górkę!!!

Oj działo się. Burza śnieżna, która szalała całą noc dała czadu. Całe miasteczko zasypane, nie było Włocha, który by szedł bez łopaty, a my razem z nimi, no bo przecież też już jesteśmy trochę Włoszki:D Zajęcia z narciarstwa oczywiście się odbyły, ale w nieco skróconej wersji. Gdy tylko oddałam dzieci, pobiegłam pomóc odśnieżać Stefani la macchina. Ubaw był po cyce, gadałyśmy w każdym możliwym języku. Wytłumaczyłam jej też, dlaczego nasze dzieciaki tak dziwnie na nią patrzą, gdy krzyczy do swoich kursantów : curve...curvare..., a ona mi powiedziała co w ich języku oznacza piva...
Mimo paskudnej pogody dzień zaliczam do udanych. Udało nam się wreszcie uzbierać pierwszą ratę za apartament i nie musimy już omijać recepcji szerokim łukiem. Cieszymy się tym bardziej, że tamtędy mamy najkrócej do "domu". W sumie to nam niezły numer wycięli, najpierw zgodzili się żebyśmy zapłaciły pod koniec pobytu, a gdy przyjechałyśmy chcieli 1500 euro z góry!!! Po tygodniu dostałyśmy nawet nakaz eksmisji, był przyklejony do drzwi, "przywitał" nas gdy wróciłyśmy ze stoku... całe szczęście poleciałyśmy do Fabrizia, szefa włoskiej szkółki, który razem z Wojtkiem, przekonał właściciela naszego apartamentowca, żeby dał nam czas do końca stycznia i rozłożył nam tą kwotę na raty. Teraz mamy dwa tygodnie żeby uzbierać kolejną część. Całe życie pod górkę:P Nie martwimy się jednak, bo mamy juz spłacone karnety i całe mnóstwo pozytywnej energii. Kurcze, będzie dobrze, musi być!!!
Tak z innej beczki, leżymy sobie wczoraj, oglądamy italańskie wiadomości i nagle Karo rzuca tekst: kurcze, ale mam oponkę;( na co ja: ciesz się że z osobówki, a nie tak jak ja z traktora:D:D:D:D
cdn...

W oczekiwaniu na takie widoki:D