wtorek, 23 grudnia 2014

Wesołych Świąt!!!

Pierwszego dnia tego miesiąca, zaraz po przebudzeniu obiecałam sobie, że to będzie magiczny miesiąc, jeszcze 24 dni i będę siedziała z najbliższymi przy jednym stole, potem będziemy snuli opowieści do późnych godzin nocnych, sącząc wino i tuląc się w blasku choinkowych lampek. Dlatego żeby okres oczekiwania był przedsmakiem tych pięknych dni postanowiłam dołożyć wszelkich starań żeby szerzyć radość, ciepło i pozytywną energię.



Każdego dnia nawet, gdy męczyły mnie smutki wypatrywałam jakiegoś promyka zwiastującego coś dobrego i ani razu się nie zawiodłam. Grudzień 2014 przejdzie do historii. Wydarzyło się tak wiele cudownych rzeczy, że aż ciężko mi to opisać. Udało mi się zrobić kilka dobrych uczynków, rozweselić gromadkę dzieci, obdarować kilka osób prezentami, pomóc potrzebującym, zadbać o siebie i najbliższą mi osobę.




Uczestniczyłam w wesołych mikołajkach, świetnych warsztatach, wspaniałym koncercie na cześć Świętej Łucji, który odbył się we wnętrzu rozświetlonej przez świece i pachnącej kadzidłem katedrze. Basiu dziękujemy bardzo za zaproszenie, spędziliśmy z Filipem cudowny wieczór, a koktajl na "szczycie świata" był wisienką na torcie. Trzeba będzie to powtórzyć!



Spotkałam się też z Ewą, mamą dwójki świetnych dzieciaków i kobietą, która przypomniała mi jak silną płeć reprezentuję! Bo Kobiety to siła!!! Zostałam obdarowana taką ilością pozytywnej energii przez przyjaciół i znajomych, że nawet teraz zatyka mnie z radości. Dziękuję!
A te linki, zdjęcia, podpowiedzi, które mi podsyłacie to kopalnia pomysłów i szczęście samo w sobie.
Jagoda... przypinki, które dla mnie zrobiłaś... wprost nie mogę się doczekać chwili gdy przypnę je sobie do czapy!!!  Wzruszyłam się na maksa...przepraszam, że byłam taką suką! Czasem mi odbija.

Jesteś Najlepsza!
Zrealizowałam wszystko co sobie zaplanowałam, a nawet jeszcze więcej. Obiecałam sobie, że nic mnie nie zatrzyma, bo to moje życie i tylko ode mnie zależy jak będzie wyglądał każdy kolejny dzień. Dlatego cieszę się z małych rzeczy i sięgam po duże! 

Ganiam po okolicy z sarnami i zającami, wieczorami włóczymy się z Filipem po mieście (o mało się nie posikałam z radości, gdy mi zakomunikował, że ma wolne cały świąteczny tydzień), chodzimy po knajpkach, galeriach i świątecznych jarmarkach, śmigamy na łyżwach w ogrodach królewskich....
A już jutro rano będę siedziała w samolocie i na bank się poryczę z radości! Dziś rano już dzwonił tata: to co przyjechać po Was na lotnisko czy przyjdziecie na piechotę/? HA HA HA, żartowniś :D

Jeden z wystawców na Jarmarkach Świątecznych na Starym Mieście, taki sprzedawca to skarb- uśmiechnięty, obdarowujący zniżkami i życzeniami :)

Wyciskam każdy dzień jak cytrynkę, a dzierganie zamówionych przez Was cudów sprawia mi taką frajdę, że muszę robić to na stojąco pląsając do dobrej nuty, bo nie potrafię usiedzieć. Tak, to już poziom mistrzowski w szydełkowaniu...tańczę, tworzę i czasem jeszcze śpiewam :D Mam nadzieję, że gdy otwieracie paczki to ze środka aż iskrzy od energii. Dziękuję, bardzo dziękuję, to dzięki Wam mogę realizować najbardziej odjechane pomysły! Boję się myśleć co się będzie działo jak wreszcie ustukam na maszynę do szycia, to będzie SZAŁ!!!

Kochani, nie pozostało mi już nic innego jak życzyć Wam wszystkiego Najlepszego z okazji zbliżających się Świąt! Wykorzystajcie ten czas najlepiej jak potraficie, nacieszcie się bliskimi, otulcie ich ciepłem i dobrym słowem, nie bójcie się okazywać uczuć, bo to dzięki nim życie ma smak i mieni się kolorami tęczy. Odważcie się marzyć i spełniać najbardziej szalone pragnienia. Wyostrzcie zmysły, posyłajcie nieznajomym uśmiech, dbajcie o siebie, bo zdrowie nie bez powodu jest okrzyknięte najważniejszą rzeczą w życiu.
Spróbujcie odłączyć się od wszelkich rozpraszaczy energii typu telewizja, internet, znajomi nie warci waszej uwagi. Skupcie się na tym co jest dobre, pomaga Wam się rozwijać i być szczęśliwym człowiekiem. Skorzystajcie z tych kilku wolnych dni, zatrzymajcie się na chwilę i powspominajcie najpiękniejsze chwile kończącego się roku. Wyciągnijcie wnioski i rozpocznijcie kolejny z nową energią!
Nie obżerajcie się obleśnie, a jak już to zrobicie to idźcie wieczorem na spacer, rano na kije lub jogging, a między śniadaniem, a obiadem na basen. Może spotkamy się gdzieś w parku, na ulicy, na łące.

Tego sobie i Wam życzę ja :)

Znikam, wrócę po nowym roku. 


PS. Martyna, wieniec zrobiony! Najlepszego!

Byłabym zapomniała, jak ja sobie tu "skrobałam" to mój domowy Święty Mikołaj "ukulał" takie oto cudeńka ...
Takie oto foremki upolowałam ostatnio :D Jest jeszcze łódź podwodna i wielbłąd w komplecie... kto wymyślił taki zestaw? Nie wiem, ale foremka w kształcie narciarzy w zaspie cieszy mnie jak dziecko :D





piątek, 12 grudnia 2014

Moja historia- Klub Polki Na Obczyźnie

Już od dwóch tygodni zastanawiam się jak opisać moje losy. W tym czasie powstało kilka wersji, te same wydarzenia w wielu odsłonach i przedstawiane z innej perspektywy. Jednak cały czas czytając swoje teksty czułam dziwny niedosyt. Zawsze mam problem, gdy mam z góry narzucony temat, więc tym razem postanowiłam znaleźć kompromis i ponieważ zwykle moje posty są mocno naszpikowane moimi uczuciami to i tym razem tak będzie.Mój świat jest namalowany emocjami i tak zamierzam go przedstawić.

Do rzeczy! Jak się znalazłam w Stockholmie? Mam genialnego narzeczonego, który ciężką pracą i talentem wywalczył sobie kontrakt właśnie w tym pięknym mieście. Potem już było tylko pod górkę. Spakowaliśmy całe swoje życie do kartonów, pożegnaliśmy rodzinę i  znajomych, i ruszyliśmy w nieznane. Pierwsze pół roku było cudowne, słoneczne lato, wyprawy rowerowe, zwiedzanie (wszystkie nasze przygody znajdziecie na łamach mojego bloga)...i druga strona medalu... szukanie przeze mnie pracy, trafienie do polskiej firmy, gdzie zostałam potraktowana poniżej godności, roznoszenie setek CV, niekończące się przeprowadzki, tęsknota i po raz pierwszy zaznanie na własnej skórze uczucia samotności w tłumie.


Nadal są dni, w które staję w miejscu, na ulicy, w parku, w sklepie. Wychodzę wtedy z siebie, unoszę się wysoko ponad chmury i zerkam najpierw w dół na siebie, a potem gdzieś daleko na południe, w stronę Polski, Śląska, Gliwic. Zaglądam przez okno do mojego rodzinnego domu i widzę moją mamę czytającą książkę z kotem na kolanach, mojego brata grającego na gitarze, stojącego w promieniach słońca wpadających przez szeroko otwarte okno, tatę siedzącego nad projektami i śmiejącego się głośno, podczas rozmów telefonicznych.
Brakuje mi dźwięków, zapachów i smaków życia, które zostawiłam gdzieś daleko.

Mimo wszystko jestem szczęśliwa, cieszę się że zaryzykowaliśmy, że nie poddaliśmy się po pierwszych porażkach, bo tutaj życie płynie w zupełnie innym tempie. Jakby ktoś wcisnął przycisk "slow down". Nikt nigdzie się nie spieszy, wszystko ma być zrobione na jutro, a nie na wczoraj, knajpy tętnią życiem od świtu do zmroku (czyli o tej porze roku nie za długo:P) , miasto aż zniewala swoją architekturą, zaułkami, historiami, światełkami.

Na dodatek w tym całym zamieszaniu odnalazłam swoją drogę. Tak długo bezskutecznie szukałam pracy w Szwecji, że  w końcu postanowiłam ją sobie sama zapewnić i stworzyć swój wymarzony biznes. Zaczęło się pewnego letniego wieczoru. Siedziałam na kanapie z workiem wygrzebanej gdzieś z kartonu włóczki i zastanawiałam się co z nią zrobić. Nagle ręce same chwyciły szydło i motki, i zaczęły śmigać. Nim się obejrzałam siedziałam na schodach naszej kamienicy i ubierałam swój rower w sweter!


 Potem powstała cała kolekcja pokrowców na siodełka i koszyki, zaczęłam nawiązywać kontakty, postawiłam w centrum miasta swój "billboard 3d" (kolejny pojawi się już wkrótce), zamówiłam potrzebne materiały i działam ze zdwojoną siłą.



Praca wre! Po kolekcji BIKEandSOUL, powstała kolejna- HEADandSOUL, gdzie znajdziecie czapy i opaski w szalonych kolorach i wzorach, potem KIDSandSOUL z cudami dla maluchów, HOMEandSOUL z (póki co) drobnymi ozdobami do domu... a wiele innych projektów dopiero czeka na realizację.

Codziennie dostaję piękne maile z pomysłami i zamówienia,a w moich czapach zaczynają chodzić sławy!
Na dodatek dzięki temu oto blogowi, który zakładałam tak tylko dla siebie. Pod wpływem paru znajomych, którzy lubili czytać moje przygody, poznaję świetne dziewczyny, z którymi wymieniam się doświadczeniami i odczuciami, dzielimy się sekretnymi miejscami w Stockholmie i na świecie. Podczas tych rozmów czuję, że przepływa przez nas niesamowita energia, która sprawia, że wyrastają mi skrzydła. 
Właściwie sama nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Jestem tak cholernie szczęśliwa, że brak mi słów.
Zamierzam zawłóczkować cały świat, stworzyć szydełkowe imperium i wypić ocean kawy z cudownymi kobietami!

Szczerze wierzę, że tylko od nas samych zależy to, jak będzie wyglądało nasze życie.  Najtrudniej jest znaleźć swoją drogę, ale jeśli nam się to uda, to reszta to już tylko ciężka praca i dążenie do celu, która w tym wypadku jest czystą przyjemnością. Każdemu życzę znalezienia swojego miejsca na ziemi z całego serducha. Każdy z nas ma tylko kilka chwil na tej niesamowitej planecie, więc warto za wszelką cenę spełniać marzenia i przeżyć swoje " 5 minut" najintensywniej jak się tylko da!

Nie wiem czy takiej historii oczekiwaliście, ale takie właśnie jest moje życie. Nie oglądam się za siebie, zbieram doświadczenia, przekuwam je w coś pozytywnego i gnam przed siebie. Szukam, błądzę, dotykam, wącham, rozmawiam... tarzam się w życiu. Strasznie je lubię, szczególnie dlatego, że dzielę je ze wspaniałą osobą, która wierzy we mnie każdego dnia.

Zapraszam Was oczywiście na mój fanpage BIKEandSOUL, gdzie możecie zobaczyć zdjęcia moich cudów :)

Do zobaczenia gdzieś w podróży, samolocie, na ulicy każdego miasta świata :)



niedziela, 7 grudnia 2014

Sztuka konwersacji i przedstawiania swoich racji.

Ostatni tydzień był naprawdę ciężki. Spotkania, telefony, maile, zamówienia, bieganie z paczkami na pocztę, którą najpierw musiałam zlokalizować, a to wcale nie było takie łatwe!,poznawanie nowej dzielnicy, ogarnianie nowego lokum ...W całym tym szaleństwie ratowało mnie tylko szydło, które gdy tylko brałam je do ręki przenosiło mnie do innego wymiaru. Problemy zaczynały się, gdy odkładałam mój magiczny przedmiot i okazywało się, że siedzę w zagraconej przestrzeni, której nie mam siły, ani ochoty uprzątnąć, a jeszcze bardziej aranżować. Każdego dnia zmuszałam się do rozpakowania chociaż jednego kartonu, do wyszorowania chociaż jednej płaszczyzny, ściany lub szafki.

Na domiar złego Filip miał urwanie głowy w pracy i zaczęłam czuć się niewidzialna. On wracał do domu, ja nakładałam obiad, potem każde siadało w swoim kącie i koło 3:00 w nocy spotykaliśmy się w łóżku. Czułam się okropnie, narastała we mnie złość, której nawet jogging nie był w stanie rozładować. Strasznie potrzebowałam jakiejś czułości, troski, pytania: "pomóc Ci? wszystko w porządku?" Zamiast tego, gdy 101 raz uderzyłam głową o kant szafki, w rezultacie czego porzuciłam stojące na kuchence garnki, stanęłam w przedpokoju i zaczęłam płakać, usłyszałam: "możesz znaleźć lepsze mieszkanie skoro to Ci się nie podoba." Poczułam kompletny brak zrozumienia, to nie mieszkanie było problemem tylko cholerne osamotnienie.

Zostałam ze wszystkim sama, nikt mnie nie zapytał czy jestem cała i zdrowa gdy przetykając umywalkę cała zawartość kolanka wymieszana z kretem wybuchła mi w twarz, nikt się nie zainteresował czemu zniknęłam w łazience na 3h, z której dochodziły tylko odgłosy szorowania i zapach chemii,  nikomu nie przyszło do głowy, że ktoś rozpakowuje nasze rzeczy logicznie, a nie chaotycznie, tak żeby ten drugi ktoś gdy tylko zapyta: "gdzie jest plaster, sól, szalik?" Zostanie skierowany prosto do celu. Nikomu nie chciało się zastanowić czemu ten drugi ktoś jest zły, opryskliwy i dziwnie milczący. Nikt nie chciał zrozumieć, że warsztaty, spotkania, zamówienia, promocja, wymagają skupienia, pracowitości, logistyki i dobrej organizacji, o którą ciężko w stercie kartonów... NIKT nie przytulił KTOSIA, gdy było mu smutno i cholernie ciężko. Nikt się starał, ale to staranie polegało na udawaniu, że nic się nie dzieje i robieniu dobrej miny do złej gry.

Byłam tak skołowana, że non stop chodziłam obrażona i wściekła. Przełom nastąpił dopiero wczoraj.
Filip wrócił z pracy, ja znów przywitałam go obrażona, więc subtelnie skoczyliśmy sobie do gardeł, ubrałam płaszcz i wyszłam na spotkanie, na które zaprosiła mnie koleżanka. Taki babski wypad do knajpki. Zamknęłam za sobą drzwi i pomyślałam: teraz idę się zrelaksować i nic mi tego nie zepsuje.
Tak też się stało, spędziłam cudowny wieczór, poznałam fajne dziewczyny, jadłam pyszne rzeczy i słuchałam szalonych historii. Sama wycedziłam zaledwie kilka zdań, bo kompletnie tego dnia nie miałam gadanego. W sumie dobrze się stało, bo muszę przyznać, że właśnie tego potrzebowałam. Chciałam posłuchać innych, skupić się na czymś przyjemnym, zapomnieć o swoich troskach. Podziałało! Zrelaksowałam się i odpoczęłam w gronie cudownych kobiet.

Wracając do domu byłam spokojna, wiedziałam, że nie mogę znów dać się ponieść złości, bo to do niczego nie prowadzi. Kupiłam sześciopak szwedzkiego lurowatego piwa i pomaszerowałam na Bokbik...cośtamcośtam...vagen. Tak, nadal nie wiem na jakiej mieszkam ulicy :P
Weszłam, wstawiłam piwo do lodówki, usiadłam na kanapie i zaczęłam wykańczać zamówienia. Po chwili przyszedł F. Widziałam, że się stara, pytał jak było, kogo poznałam, co jadłam...odpowiadałam zdawkowo.

Wreszcie wybiła północ,więc wyciągnęłam zza kanapy prezent mikołajkowy, wręczyłam mu i usłyszałam pytanie: z jakiej to okazji? Znów zrobiło mi się strasznie smutno... Filip jest 6 grudnia, MIKOŁAJ!!! Nie kupiłeś mi nawet lizaka? Otworzyłam piwko puściłam film i już sobie odpuściłam. Po prostu oglądaliśmy. Było miło.
Gdy wreszcie się położyliśmy, przykładając głowę do poduszki westchnęłam, Filip podniósł głowę i spytał: Co Ci tak ciężko? Odpowiedziałam, że czuję się strasznie samotna i mi smutno. Objął mnie. Nie miałam siły tłumaczyć dlaczego tak się czuję. Po chwili zapytałam tylko: Filip co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu? Odpowiedział bez wahania: TY. Oczywiście się wzruszyłam, poryczałam i ze szczęścia nie mogłam spać :)

Dziś już wstałam w zupełnie innym nastroju.
Wskoczyłam w ciuchy, porwałam torebkę i poleciałam na spotkanie, którego nie mogłam się doczekać już od kilku dni. Monika Henriksson, autorka wspaniałego bloga Polka w Szwecji zrobiła mi piękny mikołajkowy prezent i zgodziła się ze mną spotkać właśnie 6 grudnia. Umówiłyśmy się na Drottningholm w związku z odbywającymi się tam świątecznymi Jarmarkami. Dziękuję, że wybrałaś to miejsce, było pięknie!

Monika w czapie, którą sama sobie zaprojektowała! Ona wie w czym jej dobrze!

Oczywiście musiałam pokręcić metra, potem autobusy i w rezultacie się spóźnić, ale jakimś cudem dotarłam na miejsce. Monika całe szczęście nie uciekła, ani się nie pogniewała i zaczęłyśmy cudowny spacer połączony z degustacją smakołyków, świątecznymi opowieściami, cykaniem fotek i zakończony przepyszną kawą w przypałacowej kawiarni. Snułyśmy rozmowy, zagryzając ciachem i nawet nie wiem kiedy zrobiło się późne popołudnie! Och jak ja uwielbiam się tak zatracić w miłej rozmowie. Nawet, gdy się rozstawałyśmy wymiana myśli nadal trwała, mam nadzieję, ze będzie okazja ją jeszcze kontynuować. Powiem więcej to trzeba powtórzyć!

Wróciłam do domu z nową energią. Wyłożyłam już na spokojnie Filipowi o co mi przez ostatni tydzień chodziło, starałam się nie denerwować nawet, gdy on znów wyskakiwał z kompletnie kosmicznymi argumentami i tekstami w stylu: "Ale o co Ci chodzi? Musisz tak wszystko przeżywać?"
Spojrzałam wreszcie na niego i powiedziałam: Tak! Muszę wszystko tak przeżywać, bo jestem wrażliwym człowiekiem, a Ty jesteś najbliższą mi osobą, moim przyjacielem i chcę żebyś wiedział co myślę i czuję, nie obracał tego przeciwko mnie, nie traktował tego jak słabość, bo jestem silną kobietą do cholery. Nie leżę zaryczana pod kocem cały dzień tylko działam, nie poddaję się, walczę, daję z siebie wszystko każdego dnia. Mam prawo być zmęczona, skołowana, zwyczajnie smutna, i w takich momentach nie potrzebuję złotych rad w stylu: "nie bądź łajzą", tylko całusa w czoło i silnego uścisku.
Przecież kochasz mnie za to, że jestem ciepła i czuła, a w tym zestawie jest też smutek i łzy. Życie już takie jest, raz się śmieję, a raz płaczę, ale bez względu na to czy na mojej twarzy jest uśmiech czy łzy jestem szczęśliwym człowiekiem.
Tak wiele się od Ciebie nauczyłam, to co teraz robię, to że spełniam marzenia to wszystko dzięki Tobie, dzięki temu, że we mnie wierzysz i zarażasz mnie swoją determinacją i uporem. Bardzo się staram, ale nie każ mi proszę zrezygnować z tego kim jestem, bo albo znienawidzę siebie albo Ciebie, a tego nasz związek może nie przetrwać.

Wysłuchał mnie do końca, wreszcie do mnie podszedł i mnie przytulił, za chwilę gdzieś poleciał i wrócił z bukietem czerwonych róż i bombonierką.

Czekoladki zjedzone, a teraz uciekam wreszcie spać, bo jutro ważny dzień, a ja będę nieprzytomna :)

Dziękuję Monika za moc miłych słów, za ten piękny uśmiech, który mi posyłałaś, cudowne świąteczne opowieści i przede wszystkim za szczerość obecną w naszych rozmowach.

Ściskam też babeczki, z którymi miałam przyjemność wcinać wczoraj kolację i śmiać się do rozpuku. Mam nadzieję, że mnie jeszcze zaprosicie, obiecuję być bardziej rozrywkowa! 




poniedziałek, 1 grudnia 2014

MAGIA!

Ufff kolejna przeprowadzka już za nami!!!Dziękujemy za pomoc Paulina, Dawid i Grześ!
W związku z tym, siedzę sobie właśnie pomiędzy pierdylionem kartonów i przysięgam, że na myśl o tym że mam tu ogarnąć robi mi się słabo.Mimo wszystko nie narzekam, obiecałam nie marudzić, cieszyć się z wszystkiego co mnie spotka, każdą porażkę przekuwać w sukces, odcinać się od wszystkiego co mnie ściąga w dół i tak właśnie robię!!! Oczywiście nie zmienia to faktu, że jestem cholernym wrażliwcem, który trzyma się do samego końca, a po wykonaniu zadania siada, musi się wyryczeć i znów może działać na pełnych obrotach.
W sytuacjach kryzysowych cudownie równoważy mnie moja druga połowa.
F. gdy tylko przekroczyliśmy próg naszego nowego lokum, odetchnął z ulgą, wreszcie się uśmiechnął i obejmując mnie szepnął: "a mnie się tu bardziej podoba, mamy dwa pokoje, wiemy do kiedy możemy zostać, nic nas nie zaskoczy.  Zobaczysz następne mieszkanie znajdziemy na dłużej, a teraz musimy działać dalej!" Po czym puścił The Best Of Barry White i były przytulańce!

Wieczorem odreagowałam wszystkie stresy, wygadałam się przez skajpa mamie, kilka dni wcześniej Kalinie (przepraszam, że musiałaś tego wysłuchiwać i jak zwykle dziękuję za moc złotych rad!) i dzięki temu dziś wstałam z nową energią, którą już kreatywnie wykorzystuję i właśnie przygotowuję się do warsztatów Bonanza, które odbędą się już w najbliższy weekend 07.12. w samym centrum Stockholmu!!! Więcej informacji znajdziecie TUTAJ!

Ponadto właśnie dziś ukazał się najnowszy artykuł na blogu Sen Mai, a w nim BIKEandSOULove ozdoby świąteczne!!! Cudownie znaleźć się w gronie tylu wspaniałych artystów na łamach tak świetnie prowadzonego bloga. Gorąco polecam! Oczywiście jestem podekscytowana i wzruszona!

Za nami jest już impreza mikołajkowa, o  której Wam wspominałam. Było wspaniale! Miałam tylko dostarczyć nagrody dla zwycięzców w konkursie talentów, ale gdy zobaczyłam tłum dzieci to sami wiecie... poleciałam z nimi szaleć i w rezultacie półtorej godziny skręcałam długie balony w różne cuda. Ależ to była frajda! Na koniec zostałam wywołana z zaskoczenia na scenę i sama musiałam wręczyć nagrody zwycięzcom. Oczywiście cała dygotałam, głos mi drżał, ale podobno wypadłam nieźle, nie tak dobrze jak mali artyści, ale w końcu oni z wystąpieniami publicznymi są za pan brat mimo wieku składającego się zaledwie z jednej cyfry! Muszę się jeszcze wiele od nich nauczyć!

Ja+mikrofon=kosmiczna trema


Zapraszam też wszystkich do wzięcia udziału w charytatywnej aukcji, w której licytowana jest BIKEandSOULova czapa z kolekcji Santa. Pieniądze będą przeznaczone na pomoc małej Laurze, która bardzo potrzebuje operacji.  Zbliża się 6 grudnia i każdy z nas może zostać Świętym Mikołajem!

Oczywiście niczego nie zrobiłabym bez Was!!! To niesamowite ile pozytywnej energii otrzymuję każdego dnia. Oriana Twój list czytam, gdy tylko czuję, że zbliżają się jakieś smutki! Gdy tylko biorę go do ręki (tak wydrukowałam go sobie i trzymam w pudełku z napisem: TYLKO MOJE- łapy precz!!!) i zaczynam czytać to znów w moim życiu na niebie pojawia się tęcza! Chyba nikt, nigdy nie napisał do mnie tak pięknego listu! Dziękuję! A zdjęcia, które mi podsyłacie każdorazowo powodują u mnie gęsią skórkę... no dobra czasem beczę, ale tylko czasem ;)
Równie mocno chciałam uściskać Gosię, która czuwa nade mną mimo dzielących nas kilometrów! Stockholm-Switzerland i wszystko jasne! Pozdrowienia dla całej Waszej cudownej rodzinki!

Właściwie to moje życie stanęło na głowie, a ja wreszcie zamiast próbować je z powrotem obrócić zaczęłam fikać koziołki, tak żeby wszystko zaczęło jeszcze bardziej wirować. Jestem też w szoku jak bardzo moja energia jest wyczuwana i odbierana przez otoczenie, to co spotkało mnie kilka dni temu zwyczajnie mnie pozamiatało. 
Ostatnia sobota była dość szalona, wpadaliśmy i wypadaliśmy z mieszkania niczym tornado. Wieczorem jechaliśmy odebrać klucze do naszego nowego loku, więc koło 18:00 wskoczyliśmy w kurtki, zbiegliśmy na dół i w drzwiach klatki spotykaliśmy Świętego Mikołaja! No naprawdę! Starszy mężczyzna, z piękną białą brodą, dużym okrągłym brzuszkiem, wesołymi oczami i uśmiechem od ucha do ucha stał przed naszą kamienicą. Przytrzymałam mu drzwi, wrzuciłam na twarz szerokiego rogala i powiedziałam : "heloł!" Mężczyzna przystanął, spojrzał na mnie i zapytał jak mam na imię, a gdy mu odpowiedziałam, on mnie obdarował najpiękniejszym świątecznym prezentem. Położył dłoń na moim ramieniu i powiedział: "Igo! Czuć od Ciebie niesamowitą, pozytywną energię, a ten cudowny uśmiech, który nie schodzi z Twojej twarzy to dobro samo w sobie. Mam nadzieję, że spotka Was w życiu wiele wspaniałości, bo na to zasługujecie!" Potem spojrzał na Filipa, na moje neonowe tenisówki i dorzucił: "widać, że się kochacie i pasujecie do siebie, bo w jego oczach też jest mnóstwo dobroci, a z dziewczyną w różowych trampkach życie musi być wesołe."  Przysięgam, że o mało się nie poryczałam ze wzruszenia. Podziękowałam najpiękniej jak tylko potrafiłam, odwdzięczyłam się miłym słowem i w radosnym uniesieniu, trzymając się za ręce, polecieliśmy z F. na metro.
I jak tu nie wierzyć w magię?! Ja wierzę i uczę się czarować! 

Tak na pewno będzie ubrany nasz sąsiad 6 grudnia!!!

Wczoraj, gdy nasz sąsiad zobaczył, że się wyprowadzamy wręczył mi liścik ze swoim numerem telefonu i dopiskiem: gdyby kiedyś dopadły Was smutki w tym obcym kraju zadzwońcie, to pomogę jak tylko mogę.

Dziękuję też najmocniej Basi z Hi-feszyn za polecenia mojego bloga, jest mi niezmiernie miło.

Lecę dziergać Wasze piękne zamówienia!