wtorek, 22 października 2013

Warzywne reggae

No i znów się nie udało, nie wiem jak niektórzy to robią i nie jedzą ponad dwa tygodnie?! O tych "hardkorowcach" którzy wytrzymują o samej wodzie miesiąc już nie wspomnę. Ja nawet do 10 dni nie dotrwałam. Znów wymiękłam podczas 9 doby. Na pocieszenie powiem, że nie poddałam się zupełnie, po prostu płynnie przeszłam na głodówkę warzywną, czyli jem tylko produkty z tej grupy spożywczej i mam nadzieję, wytrwać w tym postanowieniu co najmniej dwa tygodnie. Pewnie co poniektórzy z Was już współczują mojemu biednemu partnerowi, ale bez obaw, wyjechał i tam gdzie jest z głodu na pewno nie umrze:) Zresztą tym razem naprawdę nie miał powodów do narzekań. No może za wyjątkiem pierwszych trzech dni, gdy byłam wściekła, wręcz zrozpaczona rozłąką z jedzeniem co objawiało się wrogością, agresją, aktami przemocy, wyzwiskami, płaczem i takimi tam jeszcze drobiazgami. Za to natychmiast gdy "jedzeniowe delirium tremens" ustało zaczęłam wynagradzać mu te złośliwości pysznymi obiadami. Pierwszy raz gotowałam podczas głodówki, nie wiem jak to zniosłam, ale się udało, a Filip pierwszy raz nie schudł razem ze mną:P
Korzystając z okazji, chciałam uspokoić wszystkich, których niepokoją moje głodówki. Podczas wizyty u mojej genialnej pani endokrynolog przyznałam się do moich postów. Pewnie niektórzy z Was nie uwierzą, ale pani doktor nie miała nic przeciwko, uważa że to bardzo zdrowe, chociaż podkreśliła, że z punktu fizjologicznego lepiej całkowicie nie pozbawiać pracy jelit, szczególnie przy tak fatalnym metabolizmie jak mój. Poradziła mi żebym miksowała warzywa z jakimś owocem i wypijała je w formie takiego gęstego koktajlu, który podtrzyma pracę jelit podczas postu. Dla zainteresowanych, a wiem że są tacy;) dostałam też tablety na tarczycę, która ma jakieś tam dziwne twory w sobie, guzy, torbiele, jamochłony i inne. Lek ten ułatwi mi trochę odchudzanie, co ma pomóc w wyjaśnieniu poziomu testosteronu w moim organizmie. Mam go tyle, że mogłabym obdzielić nim ze trzech chłopów i byliby bardziej męscy od Rambo. W każdym razie jeśli wraz z sadłem, którego mam się pozbyć spadnie poziom tego mało kobiecego hormonu, to znaczy, że był to testosteron związany z tłuszczem, ale jeśli jego poziom nie spadnie mimo spadku masy mojego ciała to będę musiała się położyć i się badać, bo potwierdzi to nieprawidłową pracę nadnerczy. To tak w telegraficznym skrócie. Oczywiście nie zostałam odesłana tylko z receptą, już po chwili siedziałam w gabinecie pani dietetyk, która też zachwalała głodówki i sama podsunęła mi tą warzywną, z której mogłam zrezygnować ze względu na mój trwający już post, ale stwierdziłam, że dla lepszego efektu połączę obie i zobaczymy co się będzie działo:P Jak zacznie mi się pojawiać trzecie oko na środku czoła albo drugi kciuk to natychmiast dam znać:)
A tak z innej beczki to po miesiącu nerwowego biegania do skrzynki pocztowej, wreszcie przyszła moja długo oczekiwana paczuszka, a w niej mój "wypocony" medal. Ośrodek Sportu w Bytomiu dotrzymał słowa i dostarczył mi moją nagrodę. Lepiej późno niż wcale:D


Nareszcie!!!

środa, 16 października 2013

Powrót Jedi i Superbohater!

Jednym słowem jest moc. Pierwszy raz przechodzę to moje głodowanie tak jak to opisują w mojej książce.  Jedzenie 3 dnia w zasadzie przestało mnie interesować, tym razem nie żułam przez sen poduszki, ani nie podgryzałam w nocy Filipa, nie miałam też ochoty zniknąć z powierzchni ziemi, ani wyrywać drugiego śniadania dzieciom na ulicy. Dolegliwości fizyczne typu ból głowy czy uczucie zimna też minęły szybko. Tylko jedno się nie zgadza. Jak myślę o tym co bym zjadła jak już skończę głodowanie, czyli za jakieś dwa tygodnie, to wcale nie mam ochoty na tą moją zdrową kuchnię. Mam smaka na hamburgera, frytki, pizze, kiełbachę, hot doga, karczek...a podobno ma mnie od takich rzeczy odrzucać. Mam jednak nadzieję, że mi przejdzie, bo chciałam zaprowadzić pewne zmiany w moim odżywianiu. Myślałam, że już niewiele mogę zmodyfikować, ale doszłam do wniosku, że muszę popracować nad tymi 5 posiłkami dziennie, bo co z tego że jem lekko i zdrowo, skoro tylko dwa razy w ciągu dnia i duże porcje. To niestety jeszcze bardziej spowalnia metabolizm, bo układ pokarmowy się "wyłącza" podczas długich przerw, a gdy go stymulujemy częściej to cały czas jest na wysokich obrotach i nie trzeba go "rozkręcać". To tak w skrócie dla tych co nie wiedzą;)

W związku z tym, że wczoraj August Jakubik, dobiegł do Watykanu, przebiegając tym samym 1590km w ciągu 23 dni, chciałam na łamach mojego skromnego bloga się tym Człowiekiem pozachwycać. Dla jasności to wychodzi prawie 70km dziennie!!! Czy Wy to rozumiecie??!! Bo mnie się to w głowie nie mieści, chociaż uważam się za osobę o szerokich horyzontach. Podobno superbohaterowie są tylko w filmach i komiksach, a tu proszę jeden wyskoczył z ekranu i zasuwa po Europie. Polak...Nadczłowiek...no po prostu nie wierzę. Ja rozumiem, że można przebiec maraton i to już jest wyczyn, zrozumiem jeszcze, że można brać udział w biegach 24godzinnych, 48godzinnych i nie umrzeć, gdzieś jeszcze w mojej głowie się zmieści 100km ciurkiem, 200km też ogarnę, ale 1590km??!!! To już przekracza możliwości mojego mózgu!! August coś Ty jadł jak byłeś mały? Dzięki takim ludziom, którzy przekraczają możliwości ludzkiego organizmu, aż chce się żyć i łamać swoje ograniczenia. Dziękuję Trenerze, Mistrzu, Mentorze.



poniedziałek, 14 października 2013

Ich habe Hunger, w wolnym tłumaczeniu armagedon:D

Ha! Pewnie myśleliście, że już sobie odpuściłam to głodowanie. A tu niespodzianka, nie jadłam niczego już cztery doby i tym razem wytrzymam jeszcze dłużej niż ostatnio. Skąd ta pewność? Bo jestem wściekła i ta złość doda mi sił! Naprawdę jestem "wpieniona" do kwadratu, ale tak bardzo, że aż dziw bierze, że moje komórki tłuszczowe same nie pouciekały, albo przynajmniej się nie pokurczyły ze strachu. A co taką spokojną obywatelkę tak wkurzyło? A to, że całe wakacje się katowała, jadła tylko śniadania (żeby nie skłamać to przyznaję, że gdy do drugiego dania były surówki moje przyjaciółki przynosiły mi je do pokoju lub na pomost, gdzie chowałam się w porze obiadu i wsuwałam je z radością) co drugi dzień biegała, codziennie prowadziła zajęcia dla dzieci od 9 do zmierzchu, wieczorami piła tylko wino i to sporadycznie, czasem coś podjadała ale kurde natychmiast starała się to wybiegać, wyćwiczyć, wypływać, wytenisować, wyrowerować, wyskakać....no po prostu stawałam na głowie żeby schudnąć i NIC!!! W ramach "promocji wakacyjnej" jeszcze przytyłam. Normalnie miałam ochotę wybuchnąć, byłam tak sfrustrowana, że już sama nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Jak zwykle na ratunek znów ruszyli moi rodzice. Moja Mama nie mogła zrozumieć jak moje ciało mogło nie schudnąć?! Podczas gdy się tak "dziwowała" oczywiście zauważyła jaka jestem zmęczona i zdesperowana. Co Ją jako dobrą ( a w zasadzie Najlepszą ) Mamę zmartwiło i czym prędzej podzieliła się swoimi troskami ze swym małżonkiem aka moim Tatinkiem. W wyniku czego okazało się, że mój tata poznał jakiś czas temu światowej sławy panią doktor endokrynologii i jest z nią w kontakcie, bo pomaga jej zakończyć budowę jej kliniki. Dalej poszło już szybko. Filip wyjechał na delegację, ja wpadłam do rodziców na noc, tata przycisnął "mnie kolankiem", zawiózł do kliniki i się zaczęło. Najpierw przemiła pani dietetyk zaciągnęła mnie za włosy na badanie składu ciała. Wtedy też mój Tatinek mnie rozczulił, bo jak ja byłam wleczona do gabinetu on rzucił zanim zamknęły się drzwi: "oj ale się pani zdziwi, Ona (że ja) tylko tak wygląda, to góra mięśni jest". Wtedy pomyślałam: "taaaaaa no na bank, gdybym miała tyle mięśni to nie miałabym problemów z przemianą materii, chyba tylko on w to jeszcze wierzy". Szybko jednak okazało się, że mój rodziciel miał rację, a ja w tym całym zamieszaniu sama już zwątpiłam w siebie.
No ale wracając do sedna sprawy, drzwi gabinetu się zamknęły, stanęłam na magicznej maszynie i odpowiedziałam na kilka pytań. Problem był tylko przy ostatnim: "wpisujemy że jest pani sportowcem czy  nie??" Pytając pani dietetyk już miała palec na przycisku NIE. Nie zwracając na to uwagi nieśmiało odpowiedziałam, że raczej jestem typem sportowca. Babeczka spojrzała na mnie i odparła: hmmm ale to musi pani trenować co najmniej 3 razy w tygodniu...?? Ja: biegam tak 3-4 razy w tygodniu, ale jeśli liczyć rower w weekendy, tenis, basen....no to tak 5 razy w tygodniu to zawsze trenuję. Ona (nadal nie zdradzając niedowierzania): no tak ale te treningi musiałyby trwać tak półtorej godziny... Ja: czasem trwają półtorej godziny, często dłużej, czasem godzinę jak jestem przetrenowana... Ona (nie chcąc mnie urazić): no dobrze, wpiszmy typ sportowy... Po chwili z maszyny wyskakuje wydruk. Pani dietetyk przygląda mu się bacznie, dłuższą chwilę nic nie mówi, aż wreszcie się odzywa: "to może usiądźmy...". Ręce mi się pocą, jestem okrutnie zdenerwowana, a ona milczy. Wreszcie patrzy na mnie, kładzie przede mną wydruk i zaczyna tłumaczyć: "pani Igo ma pani zdumiewającą ilość tkanki mięśniowej, rzadko się z taką spotykam, przy tak pięknym wyniku ma pani metabolizm chorej osoby, czego jeszcze w zasadzie nigdy nie widziałam. Nie ma panie w ogóle złego tłuszczu, tylko ten podskórny, kości są pięknie zmineralizowane, BMI wysokie, ale mocno podbija je te 62 kg mięśni...koniecznie musimy pokazać to pani doktor, to jest niemożliwe, że przy takiej muskulaturze jest taki fatalny metabolizm...zresztą wejdę z panią, bo to jest niesamowite, sama to muszę pokazać".
Z niecierpliwością czekam na swoją kolej pod drzwiami mojej ostatniej deski ratunku. Wreszcie wchodzę. Opiszę to wydarzenie w telegraficznym skrócie: tarczyca-USG- piękny rozmiar narządu- torbiele na obu płatach- niezwykle umięśniona (zwykle tam nikt za wiele mięśni nie ma:P)- jeszcze panią osłucham- paseczek włosów na brzuchu- gdzie jeszcze jest ich więcej?-proszę się ubrać-skierowanie na badania- jeszcze więcej skierowań na badania-  bądźmy w kontakcie, czekam na maila z wynikami, pani Igo głowa do góry, zajmiemy się tym. Później się kułam, kułam i kułam, z wyników nic nie kumam oprócz notki na końcu: wskazana pilna kontrola u lekarza. Zeskanowałam, wysłałam i teraz czekam na odpowiedź pani doktor, która w międzyczasie poleciała gdzieś za ocean, ale mam nadzieję, że wróci i coś poradzi, bo ja się poddaję.
STOP! Nagle jakiś głos w mojej głowie krzyknął: Nie można tak bezczynnie czekać!! Pofolgowałam sobie w nagrodę za to upuszczanie krwi, przez trzy dni jadłam wszystko na co miałam ochotę,a potem sama nie wiem skąd wytrzasnęłam siłę na kolejną głodówkę. Zmobilizowałam się tylko dlatego, że nadchodzi jesień, a ja nadal nie zapinam się w moje piękne płaszcze, a kupując je obiecywałam sobie, że do nich schudnę. I tak też się stanie!
Uciekam, bo słyszę, że Filip kończy jeść grzanki i może zostanie jakiś ketchup na talerzu do wylizania:D:D:D