poniedziałek, 30 marca 2015

Liebster Award Blog



Jakiś czas temu... właściwie już spory kawał czasu temu... no dobra powiem wprost 4 miechy temu zostałam niespodziewanie nominowana do Liebster Award Blog 2014. Tak tak to był jeszcze 2014. Ta niespodzianka dopadła mnie w dość szalonym momencie i dlatego z jej ujawnieniem czekałam aż do teraz. Nooo przysięgam, że nie miałam czasu wcześniej.

Musze przyznać, że wiadomość o tej nominacji sprawiła mi ogromną radość, ale też wprawiła mnie w osłupienie...boooo.... to znaczy, że ktoś oprócz moich znajomych czyta mojego bloga... tzn że te tysiące wejść to nie roboty tylko jednak ludzie... iiiii.... i ktoś uznał, że to co robię zasługuje na wyróżnienie...

Czym dokładnie jest Liebster Award Blog? Oczywiście gdy po raz pierwszy to przeczytałam nie miałam pojęcia, musiałam zajrzeć na bloga pisarki, która mnie nominowała czyli No so secret blog i tam znalazłam odpowiedź : Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana blogom o mniejszej ilości obserwatorów, by umożliwić ich rozpowszechnienie. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób, informujesz ich o tym oraz zadajesz swoje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który nominował Ciebie." Jednym słowem blogerzy - blogerom :)

Nie pozostało mi już nic innego jak odpowiedzieć na 11 zadanych mi pytań, oto i one:

1. Jakie jest Wasze największe marzenie?
2. Co sprawia Wam przyjemność?
4. Mieszkacie w bloku czy w domu?
5. Czemu uważacie, że Wasz blog jest ciekawy?
6. Jak często dodajecie posty?
7. Jaki jest Wasz ulubiony kolor?
8. Ulubiony sport?
9. Gdzie chcielibyście zamieszkać?
10. Czy rowadzicie jeszcze jakąś stronę?
11. Często się uśmiechacie?


1. Chciałabym zamieszkać w Toskanii, prowadzić przytulny pensjonat z pysznym jedzeniem, rodzinną atmosferą, hamakami w ogrodzie, basenem, winnicą... Moi rodzice zamieszkali by z nami, mama zajmowałaby się wnukami, ja nadzorowałabym rozwój mojej firmy, która byłaby już popularna niczym adidas. Filip panowałby w kuchni, przychodziłby do ogrodu z drewnianą łyżką, i dawałby mi swoje nowe potrawy do skosztowania pomiędzy moją jedną, a drugą robótką. Mój brat organizowałby szalone wycieczki po okolicznych miastach. Prowadziłby je w każdym możliwym języku... tak mam genialnego brata, który włada wieloma językami tego świata! Wieczorami cała okolica byłaby otulona dźwiękami cudownej gitary Barta... a może całego zespołu, może i jego marzenie się spełni...

2. Och jest mnóstwo rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Narty, szydełkowanie, przytulanie, przebywanie z ludźmi, jazda na rowerze, zwiedzanie i podróżowanie, jedzenie dobrych rzeczy, czytanie, dobre kino... tarzanie się w życiu.

4. Nadal w wynajmowanym mieszkaniu, ale robimy wszystko żeby wreszcie mieć swój własny kąt, gdzie od podłogi aż po sufit będzie czuć tylko nas.

5. Mój blog jest ciekawy, bo.... ja tam wcale nie jestem pewna czy jest taki ciekawy, to nie ja powinnam odpowiadać na to pytanie. Piszę po prostu o tym co czuję i myślę.

6. O rany, różnie, jak mam czas to co kilka dni, a jak nie mam czasu to nawet co miesiąc lub półtorej.

7. Wszystkie kolory uwielbiam, fiolet, zieleń, róż, szary, indygo, cyklamen... te najbardziej.

8. Zdecydowanie narciarstwo, potem jogging, rower i pływanie, windsurfing, łyżwiarstwo, siatkówka, tenis ziemny i stołowy... rany wiele sportów lubię, chyba wszystkie oprócz jeździectwa i gier zespołowych, w których jest kontakt cielesny z przeciwnikiem, do dziś lubię.

9. Odpowiedź na to pytanie zawarłam w pytaniu 1. Włochy, Toskania, okolice Trento.

10. Owszem, prowadzę fanpage na facebooku pod nazwą BIKEandSOUL oraz stronę www.bikeandsoul.com (obiecuję nad nią popracować :P) Jeszcze kilka projektów jest w planach ;)

11. Tak często jak tylko się da :)

PS. Autorka pytań poszachrowała i zgubiła pytanie numer 3 ;)


A jakie ja pytania chciałabym zadać osobom, które nominuję... oto one:

1. Gdzie byś się przeniosła/przeniósł będąc w posiadaniu wehikułu czasu?

2. Jakie miejsce na świecie chciałabyś/chciałbyś najbardziej zobaczyć?

3. Gdybyś wygrała/wygrał dużą kwotę pieniędzy na co byś je przeznaczyła/przeznaczył?

4. Dlaczego lubisz pisać?

5. Co lubisz robić najbardziej?

6. Kto jest najważniejszą osobą w Twoim życiu?

7. Gdybyś wiedział, że świat się za 24h rozpadnie na milion kawałków jak spędziłbyś/spędziłabyś tą ostatnią dobę?

8. Kiedy i gdzie byłaś/byłeś ostatnio wakacjach?

9. Czy lubisz zwierzęta? Jeśli tak, to jakie masz lub chciałabyś/chciałbyś mieć?

10. Gdybyś mogła/mógł wybierać to kim chciałabyś/chciałbyś być w kolejnym wcieleniu?

11. Czy oprócz tego bloga jesteś autorem/autorką jakiejś innej przestrzeni w internecie?

No to dałam czadu z tymi pytaniami, aż się rozmarzyłam :)

A oto lista blogów, które chciałabym nominować:

1.Blog Sen Mai

2.Pstrokato

3. Misiura

4. Life Good Morning

5. Love Street Fashion

6. Żyj/Kochaj/Twórz

7. Yoga in Stockholm

8. Twoje Zwycięstwo

9. Śląski Handmade

10. bloSilesia

11. Babskie Tabu


Gorące polecam wymienione blogi!






sobota, 21 marca 2015

Pierwszy dzień wiosny, po tak pięknej zimie :)

Wróciłam!
Zjechałam z mojej ukochanej góry, pognałam do Polski wyściskać rodzinę, uporządkować wszystkie zaległe sprawy i ruszyłam na Daleką Północ. Stockholm przywitał mnie najpiękniej jak tylko potrafił. Słonko, zorza polarna, zaćmienie, cudowny spacer z Klaudią, lunch z szalonymi babeczkami, świeży śnieg... to ostatnie przypomina mi na każdym kroku tą wspaniałą słoneczną zimę w Monte Bondone.

Zorza nad naszym domem!
 Długo będę wspominała ten magiczny sezon. Mimo skręconego kolana, pracowałam jak szalona! BIKEandSOUL pędził jak opętany co uskrzydliło mnie niesamowicie. Były tygodnie, podczas których spałam tylko 2-3h godziny dziennie, bo po zejściu ze stoku pędziłyśmy z Karo do hoteli zbierać zapisy na kolejne lekcje i zamówienia na moje cuda z włóczki, które nocami wyczarowywałam w szalonym tempie! Mało tego! Zamówienia przychodziły też drogą mailową i wysyłałam w świat paczki pełne moich ciepłych myśli, ze szczytu MOJEGO świata! Dziękuję :)

W jednej ręce Spritz od Tadka w drugiej szydło :)
Mimo ogromnego zmęczenia byłam cholernie szczęśliwa! Poznałam cudownych ludzi,  zaprzyjaźniłam się jeszcze bardziej z włoską bandą i nawiązałam kontakty. Zmagazynowałam w sobie mnóstwo pozytywnej energii, którą teraz zamierzam przekuć w coś niesamowitego. Już szykuję włóczkę i wynajduję w centrum porzucone rowery, które pomaluję szydłem i dam im drugie życie.

Los zadbał nawet o to żeby wynagrodzić mi "zepsutą" nogę. Pewnego wieczoru skoczyłyśmy z nową kumpelką, Olgą na pizzę do Nevady. Siedziałyśmy w opustoszałej knajpie i wcinałyśmy radośnie prosciutto crudo e ruccola, gdy nagle w tempie przyspieszonym stoliki i krzesła zaczęły się zapełniać. Pizzeria pękała w szwach. Dziwy jakieś! Po 15 minutach wyszła na środek animatorka i krzyknęła: TOMBOLA! Nie wiedząc co się dzieje (my po włosku prowadzimy póki co proste rozmówki, animatorka po angielsku ni hu hu) zgodziłyśmy się wziąć udział. Każda z nas dostałą kartonik z liczbami, które można było zasłaniać, po chwili dziewczyna przystąpiła do losowania. Skumałyśmy jedynie, że to coś na kształt bingo. Raz po raz zamykałyśmy okienka na swoich tabliczkach,a  kilka minut później Olga wygrała weekend nad morzem! Ależ była radocha! Pod koniec już wiedziałyśmy na czym polegała zabawa. Pierwsza osoba która zasłoniła 2 liczby obok siebie dostawała batonika, pierwsza osoba która zasłoniła 5 liczb obok siebie wygrywała weekend w jednym z czterech hoteli , a osoba której udało się jako pierwszej zakryć wszystko krzyczała: TOMBOLA! i dostawała voucher na tygodniowy pobyt dla 1 osoby w hotelu nad morzem lub w górach (do wyboru do koloru). Gdy wszystkie nagrody zostały rozdane, zaczęłyśmy się zbierać. Jednak gdy spojrzałyśmy w stronę kasy zamówiłyśmy karafkę wina i postanowiłyśmy kolejkę przeczekać przy stoliku.

Nie minęło 5 minut, gdy ogłoszono drugą rundę loterii. Już miałyśmy zrezygnować, ale... ale doszłyśmy do wniosku, że skoro siedzimy to możemy spróbować, a co! Po chwili Karo dzierżyła w dłoni batona!!! Pękałyśmy ze śmiechu, knajpa pełna ludzi, 6 nagród na całą salę , a to właśnie MY mamy dwie z nich. Już miałyśmy się zbierać, bo przy kasie zrobiło się luźniej, gdy spojrzałam na swoją tabliczkę i szepnęłam do dziewczyn: laski mnie brakuje jednej liczby! 37... na pewno nie wygram, bo 3 nagroda przy naszym stoliku byłaby już przesadą... cała pula nasza... ale muszę wiedzieć jak to się skończy... trzy minuty później zdawało mi się, że animatorka powiedziała: "trentasette", nieśmiało zapytała o powtórzenie po angielsku... thirty-seven... yyyyyyyyy TOMBOLA TOMBOLA TOMBOLA!!!! Zaczęłam biegać wokół mojego krzesła, a gdy zaczęto sprawdzać czy wszystko dobrze zaznaczyłam, zaczęłam wątpić... pewnie się gdzieś pomyliłam, przecież tu jest taki hałas, ten jej angielski i mój włoski... za chwilę trzymałam już voucher!!!!!!!!!!!!
Chwilę później dzwoniłam już do Filipa, który na wiadomość o mojej wygranej zapytał: Co Ty piłaś Kochanie? A gdy zaczęłam się wściekać, bo nie chciał mi uwierzyć rzucił: Mówiłaś, że w tym roku chcesz jechać na wakacje do Chorwacji!!! Rozłączyłam się i w radosnym uniesieniu pomaszerowałam z dziewczynami do domu. Do F. po miesiącu wreszcie dotarła ta radosna nowina i już planujemy wspólnie kolejną podróż po naszej ukochanej Italii. 

TOMBOLA

Podsumowując. To był ciężki sezon, pełen zwrotów akcji, pięknych przygód, ciężkich rozmów i kosmicznych niespodzianek. Najbardziej dała mi popalić ta cholerna noga,  dawała czadu, ale nie pozwoliłam jej panoszyć się w moim świecie. Muszę jednak przyznać, że miałam w pewnym momencie kryzys i chciałam rzucić wszystko, teleportować się do domu i zaszyć się pod kołdrą. To było szóstego dnia po kontuzji. Właśnie zbierałam się na stok, bo nazajutrz miałam zacząć zajęcia z grupą czyli zajęcia od godziny 9:30 do 15:30 i musiałam zrobić mały test. W skrócie sprawdzić jak mi idzie jazda na nartach w tym stanie.
Nagle zadzwoniła Karo i zapytała: jest lekcja, bierzesz? Inaczej: bierzesz! zasuwaj tu, koniec obijania się! No i pognałam. Z nerwów pociłam się jak szczur. Zapinając narty nie wiedziałam jak się nazywam, zanim wskoczyłam w wiązania trochę minęło, bo jak się okazało to co robię od 24 lat mechanicznie, wcale nie jest takie proste, gdy jedna noga nie działa. Po chwili witałam się z moim kursantem. Dalej pamiętam już tylko jak stojąc na taśmie (wyciąg dla początkujących) modliłam się żeby nikt się nie wywrócił. Normalnie takie rzeczy mnie nie przerażają. W 2 sekundy wyskakuję z nart, zbieram dzieciaka, wskakuję w wiązania i jedziemy dalej. Tym razem nie miałam pojęcia jak w tym stanie wypiąć się z nart. Miałam za to pełną świadomość, że jeśli obsługa wyciągu nie wyłączy go na czas to dzieciak, który się wyłoży mnie skasuje i mam po nodze. Jakimś cudem przetrwałam. Kolejnego kursanta miałam pługującego, więc spokojnie mogłam wziąć go na niebieską trasę. Ufff.

Tak się wyluzowałam "na taśmie" dopiero w ostatnim tygodni naszego pobytu!
Schody zaczęły się dnia kolejnego. Pełna wiary i zapału zaczęłam zajęcia. Miałam grupę maluszków jeżdżących, więc na trasie nie było żadnych problemów. Jaja zaczęły się dopiero na wyciągu. Przy grupie muszę usiąść w środku, pomiędzy dziećmi (krzesło 6-ścio osobowe), iii dopiero usadzając tyłek uświadomiłam sobie, że przecież tylko zajmując 1 miejsce z lewej strony (jak robiłam to dzień wcześniej) jestem wstanie wysunąć nogę w bok i usiąść nie zginając lewej kończyny dolnej!!! Było już za późno. Usadziłam dzieci, zaczęłam kombinować, ale wszystko działo się zbyt szybko. Zagryzłam wargi, usiadłam, zsunęłam na oczy gogle i zaczęłam wewnętrznie wyć do księżyca! Przysięgam, ze myślałam tylko o tym, żeby zadzwonić po kogoś kto by mnie mógł zastąpić, rzucić narty w cholerę i zapaść się pod ziemię. Jednak nie zrobiłam tego. Wysiadłam na szczycie, zebrałam dzieciaki, krzyknęłam SUPER NARCIARZE i ruszyliśmy zdobywać niebieską trasę. Dalej już jakoś poszło. Opracowałam system wsiadania na krzesło prawie bez bólu i jakimś cudem dotrwałam do soboty.
Wtedy znów życie dało mi po dupie. Wiem, że sama się o to prosiłam, bo zamiast wrzucić na luz, zwłaszcza, że w czwartek sypało i kopny śnieg dał mi popalić, to ja po zajęciach umówiłam się z cudownymi mamami moich dzieciaków z grupy i poszłyśmy się poszkolić. Było bosko. Słonko, świeży śnieg, cudne dziewczyny... no i mnie poniosło. Zaczęłam troszkę kozaczyć i sprawdzać możliwości mojej nogi. Po południu zjechałyśmy do knajpki, strzeliłyśmy prunię, poszłam zdjąć buty narciarskie i kolano mi wyskoczyło tak dziwnie z boku. Wiedziałam, że znów muszę odpuścić.
Jednak tym razem nie dałam się przykuć do wyra. Codziennie rano podskakując na jednej nodze docierałam pod Baita Vason (uściski dla Tadka i całej ekipy!), brałam leżaczek, wyjmowałam szydło i dziergałam w słoneczku. Po kilku dniach wróciłam do akcji. Już do końca wyjazdu byłam grzeczna. Nawet, gdy przyjechał Filip siedziałam po zajęciach na tyłku. Podczas zajęć też, bo z uwagi na mała liczbę lekcji dostałyśmy fuchę przy zawodach. Stoper, ołówek i komenda : pista libera (trasa wolna) lub tre due uno via! (3,2,1 start!), w zależności czy obsługiwałyśmy start czy metę.

Tak oto zamknęłam sezon 2014/2015. Z przytupem, z uśmiechem i walizką nowych doświadczeń!

Jak nie kochać tej pracy??

Po tak pięknej zimie czas na wspaniałą wiosnę. My przywitaliśmy się z nią podczas spaceru po naszej okolicy. Okazało się, ze mieszkamy obok zabytkowej fabryki dynamitu genialnego Alfreda Nobla. W jednym z budynków znajduje się cudna knajpka. Jakież było nasze zdziwienie, gdy z opustoszałego parku weszliśmy do jej industrialnego wnętrza, pełnego ludzi, biegających dzieci, cudownych zapachów i z oddali witającej się z nami uśmiechniętej obsługi. Kawa była pyszna! Filip wciągnął jeszcze czekoladowe ciacho tutaj zwane Kladdkaka. Polecam!
Ja dziś obeszłam się smakiem, bo z okazji pierwszego dnia wiosny przeszłam na głodówkę. Oczywiście szykowałam się do niej od poniedziałku i gdyby nie ta magiczna data to pewnie nadal bym to odkładała. Najważniejsze, że się udało. Teraz kombinuję tylko jak zorganizować Filipowi Wielkanoc, będąc na poście wodno-sokowym? Jedyne co mi przychodzi do głowy to udawać, że w tym roku Świąt nie ma :P

Winterviken-polecamy!







WSPANIAŁEJ WIOSNY KOCHANI!!!!