niedziela, 6 kwietnia 2014

Pierwsze króliki za płoty!

Pierwszy tydzień za nami! Moje poszukiwania pracy nadal trwają, Filip powoli oswaja się z nową sytuacją, poznajemy miasto i chyba pomału zaczyna do Nas docierać co się właściwie wydarzyło. Wreszcie na samą myśl o tym gdzie jestem, przestały uginać się pode mną kolana...teraz już tylko mam gęsią skórkę. Nadal coś mnie lekko gniecie w klatce piersiowej, gdy sobie przypominam, że najbliższe mi osoby są tak daleko, i że w najbliższym czasie ich nie zobaczę, ale nauczyłam się już kontrolować oddech i przestałam się dusić. Staram się też nie przywiązywać do tej dzielnicy, chociaż bardzo mi się tu podoba, bo za dwa tygodnie czeka nas kolejna przeprowadzka. Całe szczęście ostatnia w najbliższym półroczu, a dalej w przyszłość i tak staram się nie wybiegać.
Właściwie to kłamałam, bo już się "zaprzyjaźniłam" z tą okolicą. No bo jak się nie zakochać w pięknej kamienicy, stojącej wśród równie cudownych "koleżanek", dumnie prezentujących się na ulicy, której drugi koniec wpada do samego centrum tętniącego życiem starego miasta. Jak nie lubić tych starych krętych schodów, wyślizganych od ilości stóp, które się po nich wspięły, ciasnej windy, rodem ze starych francuskich filmów, balkonu wychodzącego na przytulne podwórze i wreszcie cudownie urządzonego wnętrza naszego mieszkania?? Gdyby tego było mało to zaledwie 5 minut od naszego lokum znajduje się genialny park. Jeden z największych w tym mieście, ze świetną trasą biegową dookoła jeziora Brunnsviken. Wystarczy się tam wybrać, żeby poczuć się jak na wakacjach. Po alejkach zasuwają króliki, w trzcinach brodzą czaple siwe, na rozległych, równo skoszonych trawnikach pasą się bernikle kanadyjskie, a na płocie okalającym letniskową rezydencję monarchy, dostojnie siedzi i spogląda na przechodniów Rybołów. No ja Was proszę!!!



Hagaparken spodobał mi się tak bardzo, że musiałam wyciągnąć do niego Filipa na... jogging. Jeszcze butów do biegania nie zdążyłam zasznurować, a mój luby, który ostatnio jakby nauczył się czytać w moich myślach, rzucił z kuchnii: no i pewnie chcesz kochanie obiec to jezioro?? Nieśmiało szepnęłam, że tak. Myślałam, że przyznając się do mojego niecnego planu stracę kompana, ale tak się nie stało. Filip podjął wyzwanie i kilka minut później śmigaliśmy po ścieżkach wzdłuż Brunnsviken. Skubaniec dotrzymał mi kroku i przebiegliśmy ramie w ramię ponad 14km. Zajęło nam to trochę, bo 90minut, ale dzięki temu niedzielę możemy zaliczyć do udanych. Nie wspomnę już jak nam obiad smakował.




2 komentarze:

  1. Ale tam ładnie! To po co się przeprowadzać w inne miejsce hmm?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh no właśnie, bo firma Filipa chce żebyśmy mieszkali JESZCZE bliżej centrum, a że tamto mieszkanie jest wolne dopiero od 18 kwietnia to umieścili Nas na "chwilę" w tym... ale tam też jest park...ale na pewno nie taki fajny:P

      Usuń