niedziela, 7 grudnia 2014

Sztuka konwersacji i przedstawiania swoich racji.

Ostatni tydzień był naprawdę ciężki. Spotkania, telefony, maile, zamówienia, bieganie z paczkami na pocztę, którą najpierw musiałam zlokalizować, a to wcale nie było takie łatwe!,poznawanie nowej dzielnicy, ogarnianie nowego lokum ...W całym tym szaleństwie ratowało mnie tylko szydło, które gdy tylko brałam je do ręki przenosiło mnie do innego wymiaru. Problemy zaczynały się, gdy odkładałam mój magiczny przedmiot i okazywało się, że siedzę w zagraconej przestrzeni, której nie mam siły, ani ochoty uprzątnąć, a jeszcze bardziej aranżować. Każdego dnia zmuszałam się do rozpakowania chociaż jednego kartonu, do wyszorowania chociaż jednej płaszczyzny, ściany lub szafki.

Na domiar złego Filip miał urwanie głowy w pracy i zaczęłam czuć się niewidzialna. On wracał do domu, ja nakładałam obiad, potem każde siadało w swoim kącie i koło 3:00 w nocy spotykaliśmy się w łóżku. Czułam się okropnie, narastała we mnie złość, której nawet jogging nie był w stanie rozładować. Strasznie potrzebowałam jakiejś czułości, troski, pytania: "pomóc Ci? wszystko w porządku?" Zamiast tego, gdy 101 raz uderzyłam głową o kant szafki, w rezultacie czego porzuciłam stojące na kuchence garnki, stanęłam w przedpokoju i zaczęłam płakać, usłyszałam: "możesz znaleźć lepsze mieszkanie skoro to Ci się nie podoba." Poczułam kompletny brak zrozumienia, to nie mieszkanie było problemem tylko cholerne osamotnienie.

Zostałam ze wszystkim sama, nikt mnie nie zapytał czy jestem cała i zdrowa gdy przetykając umywalkę cała zawartość kolanka wymieszana z kretem wybuchła mi w twarz, nikt się nie zainteresował czemu zniknęłam w łazience na 3h, z której dochodziły tylko odgłosy szorowania i zapach chemii,  nikomu nie przyszło do głowy, że ktoś rozpakowuje nasze rzeczy logicznie, a nie chaotycznie, tak żeby ten drugi ktoś gdy tylko zapyta: "gdzie jest plaster, sól, szalik?" Zostanie skierowany prosto do celu. Nikomu nie chciało się zastanowić czemu ten drugi ktoś jest zły, opryskliwy i dziwnie milczący. Nikt nie chciał zrozumieć, że warsztaty, spotkania, zamówienia, promocja, wymagają skupienia, pracowitości, logistyki i dobrej organizacji, o którą ciężko w stercie kartonów... NIKT nie przytulił KTOSIA, gdy było mu smutno i cholernie ciężko. Nikt się starał, ale to staranie polegało na udawaniu, że nic się nie dzieje i robieniu dobrej miny do złej gry.

Byłam tak skołowana, że non stop chodziłam obrażona i wściekła. Przełom nastąpił dopiero wczoraj.
Filip wrócił z pracy, ja znów przywitałam go obrażona, więc subtelnie skoczyliśmy sobie do gardeł, ubrałam płaszcz i wyszłam na spotkanie, na które zaprosiła mnie koleżanka. Taki babski wypad do knajpki. Zamknęłam za sobą drzwi i pomyślałam: teraz idę się zrelaksować i nic mi tego nie zepsuje.
Tak też się stało, spędziłam cudowny wieczór, poznałam fajne dziewczyny, jadłam pyszne rzeczy i słuchałam szalonych historii. Sama wycedziłam zaledwie kilka zdań, bo kompletnie tego dnia nie miałam gadanego. W sumie dobrze się stało, bo muszę przyznać, że właśnie tego potrzebowałam. Chciałam posłuchać innych, skupić się na czymś przyjemnym, zapomnieć o swoich troskach. Podziałało! Zrelaksowałam się i odpoczęłam w gronie cudownych kobiet.

Wracając do domu byłam spokojna, wiedziałam, że nie mogę znów dać się ponieść złości, bo to do niczego nie prowadzi. Kupiłam sześciopak szwedzkiego lurowatego piwa i pomaszerowałam na Bokbik...cośtamcośtam...vagen. Tak, nadal nie wiem na jakiej mieszkam ulicy :P
Weszłam, wstawiłam piwo do lodówki, usiadłam na kanapie i zaczęłam wykańczać zamówienia. Po chwili przyszedł F. Widziałam, że się stara, pytał jak było, kogo poznałam, co jadłam...odpowiadałam zdawkowo.

Wreszcie wybiła północ,więc wyciągnęłam zza kanapy prezent mikołajkowy, wręczyłam mu i usłyszałam pytanie: z jakiej to okazji? Znów zrobiło mi się strasznie smutno... Filip jest 6 grudnia, MIKOŁAJ!!! Nie kupiłeś mi nawet lizaka? Otworzyłam piwko puściłam film i już sobie odpuściłam. Po prostu oglądaliśmy. Było miło.
Gdy wreszcie się położyliśmy, przykładając głowę do poduszki westchnęłam, Filip podniósł głowę i spytał: Co Ci tak ciężko? Odpowiedziałam, że czuję się strasznie samotna i mi smutno. Objął mnie. Nie miałam siły tłumaczyć dlaczego tak się czuję. Po chwili zapytałam tylko: Filip co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu? Odpowiedział bez wahania: TY. Oczywiście się wzruszyłam, poryczałam i ze szczęścia nie mogłam spać :)

Dziś już wstałam w zupełnie innym nastroju.
Wskoczyłam w ciuchy, porwałam torebkę i poleciałam na spotkanie, którego nie mogłam się doczekać już od kilku dni. Monika Henriksson, autorka wspaniałego bloga Polka w Szwecji zrobiła mi piękny mikołajkowy prezent i zgodziła się ze mną spotkać właśnie 6 grudnia. Umówiłyśmy się na Drottningholm w związku z odbywającymi się tam świątecznymi Jarmarkami. Dziękuję, że wybrałaś to miejsce, było pięknie!

Monika w czapie, którą sama sobie zaprojektowała! Ona wie w czym jej dobrze!

Oczywiście musiałam pokręcić metra, potem autobusy i w rezultacie się spóźnić, ale jakimś cudem dotarłam na miejsce. Monika całe szczęście nie uciekła, ani się nie pogniewała i zaczęłyśmy cudowny spacer połączony z degustacją smakołyków, świątecznymi opowieściami, cykaniem fotek i zakończony przepyszną kawą w przypałacowej kawiarni. Snułyśmy rozmowy, zagryzając ciachem i nawet nie wiem kiedy zrobiło się późne popołudnie! Och jak ja uwielbiam się tak zatracić w miłej rozmowie. Nawet, gdy się rozstawałyśmy wymiana myśli nadal trwała, mam nadzieję, ze będzie okazja ją jeszcze kontynuować. Powiem więcej to trzeba powtórzyć!

Wróciłam do domu z nową energią. Wyłożyłam już na spokojnie Filipowi o co mi przez ostatni tydzień chodziło, starałam się nie denerwować nawet, gdy on znów wyskakiwał z kompletnie kosmicznymi argumentami i tekstami w stylu: "Ale o co Ci chodzi? Musisz tak wszystko przeżywać?"
Spojrzałam wreszcie na niego i powiedziałam: Tak! Muszę wszystko tak przeżywać, bo jestem wrażliwym człowiekiem, a Ty jesteś najbliższą mi osobą, moim przyjacielem i chcę żebyś wiedział co myślę i czuję, nie obracał tego przeciwko mnie, nie traktował tego jak słabość, bo jestem silną kobietą do cholery. Nie leżę zaryczana pod kocem cały dzień tylko działam, nie poddaję się, walczę, daję z siebie wszystko każdego dnia. Mam prawo być zmęczona, skołowana, zwyczajnie smutna, i w takich momentach nie potrzebuję złotych rad w stylu: "nie bądź łajzą", tylko całusa w czoło i silnego uścisku.
Przecież kochasz mnie za to, że jestem ciepła i czuła, a w tym zestawie jest też smutek i łzy. Życie już takie jest, raz się śmieję, a raz płaczę, ale bez względu na to czy na mojej twarzy jest uśmiech czy łzy jestem szczęśliwym człowiekiem.
Tak wiele się od Ciebie nauczyłam, to co teraz robię, to że spełniam marzenia to wszystko dzięki Tobie, dzięki temu, że we mnie wierzysz i zarażasz mnie swoją determinacją i uporem. Bardzo się staram, ale nie każ mi proszę zrezygnować z tego kim jestem, bo albo znienawidzę siebie albo Ciebie, a tego nasz związek może nie przetrwać.

Wysłuchał mnie do końca, wreszcie do mnie podszedł i mnie przytulił, za chwilę gdzieś poleciał i wrócił z bukietem czerwonych róż i bombonierką.

Czekoladki zjedzone, a teraz uciekam wreszcie spać, bo jutro ważny dzień, a ja będę nieprzytomna :)

Dziękuję Monika za moc miłych słów, za ten piękny uśmiech, który mi posyłałaś, cudowne świąteczne opowieści i przede wszystkim za szczerość obecną w naszych rozmowach.

Ściskam też babeczki, z którymi miałam przyjemność wcinać wczoraj kolację i śmiać się do rozpuku. Mam nadzieję, że mnie jeszcze zaprosicie, obiecuję być bardziej rozrywkowa! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz