poniedziałek, 20 stycznia 2014

Italia w tęczowych kolorach:D

Nie za bardzo wiem od czego zacząć, bo tyle się ostatnio działo. Spróbuję w telegraficznym skrócie opisać wydarzenia ostatnich tygodni, a w szczególności dni. Wracając do świąt, o których pewnie już wszyscy zapomnieli to mama oczywiście płakała jak rozpakowała prezent gwiazdkowy i przeczytała załączony do niego pledopamiętnik. Ja też całą Wigilię miałam mokre oczy, bo było tak cudownie. Niestety pyszności, poszły mi natychmiast w boczki (Sylwek poszedł w uda i dupkę:P), ale już się za to zabieram i na komórki tłuszczowe wzmożonym wysiłkiem i dietą nacieram.
Zadanie mam o tyle ułatwione, że od kilku dni jestem w słonecznej Italii, która zawsze dodaje mi skrzydeł i energetycznego kopa. Będę tu do wiosny i mam plan schudnąć tak żeby nikt mnie nie poznał! Powiem więcej to się może udać, bo raz że jestem zdeterminowana, a dwa że jestem tu z psiapsiółą i razem się motywujemy. Rano biegniemy na stok, po południu spacerujemy po miasteczku i po hotelach w poszukiwaniu klientów i rozwieszając plakaty w każdym możliwym miejscu, a wieczorami ćwiczymy, smarujemy narty i uczymy się włoskiego. Jednym słowem jesteśmy szczęśliwe i  pewne, że na wszystkich płaszczyznach odniesiemy sukces... no dobra wcale nie jesteśmy takie pewne, cholernie zaryzykowałyśmy tym wyjazdem, zainwestowałyśmy kupę pieniędzy, przejechałyśmy w bardzo trudnych warunkach drogowych całą trasę do Włoch, wspięłyśmy się na tą cholerną górę, a na koniec, po 16 godzinach jazdy musiałyśmy wnieść wszystkie nasze bagaże, jedzenie na dwa miechy, sprzęt itp na cholerne poddasze!!! Przysięgam, że jak usiadłam o 23:00 to miałam ochotę się popłakać. Oczywiście tego nie zrobiłam, Karo otworzyła po piwku i obie udawałyśmy, że jest super. Oczywiście ranek przyniósł nową energię i w radosnym uniesieniu ruszyłyśmy do boju i nadal walczymy, ale już w zupełnie innych nastrojach.
Zostałyśmy przyjęte bardzo ciepło, wszyscy włoscy przystojni instruktorzy chętnie nam pomagają, a właściciele hoteli, knajpek i sklepów (no dobra w Monte Bondone jest tylko jeden sklep:P) z uśmiechem na twarzy wywieszają nasze ogłoszenia i zapewniają, że będą nas polecać. Jednym słowem to się musi udać!
Tym pozytywnym akcentem będę kończyła, bo robi się późno a my z Karo musimy jeszcze trening z "Ewcią" odpalić i zaliczyć kolejną lekcję włoskiego:)
Wysyłam w świat pozytywną energię i trzymajcie kciuki!!!

Ciao!!! Tak było dziś:D:D:D

2 komentarze:

  1. No czekałam na tę relację z Wigilii! :) Cieszę się, że się udało! Pstryknij fotkę tego plakatu bo jestem ciakawa co tam wymyśliłyście?! Jesteście instruktorkami czy jak? Ciao :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Si si si noi siamo instructore:D Plakat wrzucę przy najbliższej okazji i na pewno będę się dziliła naszymi przygodami na bieżąco:D Serdeczne pozdrowienia ze słonecznej Italii!!

    OdpowiedzUsuń