sobota, 15 lutego 2014

Walę w tynki- święto murarzy:D

OMG!!!"To się nie dzieje się!!!" Wybaczcie, ale zaczynam mieć problemy z pisaniem po polsku. Mój mózg skutecznie się przestawił na angielski i na dodatek lekko miksuje z włoskim i czeskim. Kurcze naprawdę chciałabym teraz być Czesławem Niemenem i wyśpiewać Wam jaki piękny był ten dzień. Chyba żadne słowa w żadnym języku nie są w stanie oddać tej magii. 

Zaczęło się już o 9:00 gdy ruszyłyśmy z Karo poza trasy. Nie ma nic cudowniejszego niż szusowanie po świeżym śniegu w miejscach gdzie jeszcze nikogo nie było, przecinać go dechami i płynąć w oceanie bieli w nieznane. Udało Nam się machnąć Mugon tylko raz, bo Karo miała lekcje, ja za to ruszyłam na stok w poszukiwaniu klientów, ale zamiast tego spotkałam...Stefy!!! No i się zaczęło. Uknułyśmy misterny plan, że strzelimy sobie bombardino w Scuoli i pojedziemy na freerajdzik, tak po tajniacku, nie mówiąc nic nikomu. 

Jednak Stefka nie potrafi trzymać gęby na kłódkę i ledwo przekroczyła próg szkółki już się darła : yeahhhhhhhh we andiamo to freeride with Iga!!!!!!!!!! No i po chwili pędziliśmy już w trójkę... po pierwszych kilkudziesięciu metrach przestałam jednak żałować, że Mateo wybrał się z Nami, jest genialnym przewodnikiem i wspaniałym snowbordzistą, który zna każdy zakamarek tej góry. Balansowaliśmy na grani podziwiając szczyty i migoczące w oddali Trento. CZAD!!!

 Po południu dołączyła do Nas Karo i jeszcze kilku naszych włoskich przyjaciół. Muszę przyznać, że grupowy freeride daje jeszcze większego kopa. Gęba się śmieje jeszcze szerzej, gdy widzisz wokół siebie płynących w śniegu ludzi.

Oczywiście nie obyło się bez walentynkowych akcentów. Gdy po porannym joggingu zasiadłam do śniadania, które moja "kochanka-współlokatorka" zawsze szykuje gdy ja hasam po górach, okazało się że brakuje dla mnie filiżanki na naszą poranną pachnącą kawusię, idę do kuchni otwieram szafeczkę, a tam Nutella i śliczne serduszkowe kolczyki:D Ja Karoli zrobiłam opaskę z serduchem w kolorach, które jej się marzyły i położyłam jej o północy na poduszce, oczywiście obudziła mnie z piskiem- szalona Karola:D Jednym słowem radośnie się rozpieszczamy. Żyjemy w jakiejś zakręconej symbiozie, nawzajem się stymulując i motywując. Nie wiem co bym tu bez tej Wariatki zrobiła. Nie ma dnia żebyśmy podskakując pod chmury nie wykrzykiwały: ja chcę tu zostać, ja chcę tu zostać!!!


Italio kochamy Cię!!! 

Trojaczki:D:D:D

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz