niedziela, 2 lutego 2014

Całe życie pod górkę!!!

Oj działo się. Burza śnieżna, która szalała całą noc dała czadu. Całe miasteczko zasypane, nie było Włocha, który by szedł bez łopaty, a my razem z nimi, no bo przecież też już jesteśmy trochę Włoszki:D Zajęcia z narciarstwa oczywiście się odbyły, ale w nieco skróconej wersji. Gdy tylko oddałam dzieci, pobiegłam pomóc odśnieżać Stefani la macchina. Ubaw był po cyce, gadałyśmy w każdym możliwym języku. Wytłumaczyłam jej też, dlaczego nasze dzieciaki tak dziwnie na nią patrzą, gdy krzyczy do swoich kursantów : curve...curvare..., a ona mi powiedziała co w ich języku oznacza piva...
Mimo paskudnej pogody dzień zaliczam do udanych. Udało nam się wreszcie uzbierać pierwszą ratę za apartament i nie musimy już omijać recepcji szerokim łukiem. Cieszymy się tym bardziej, że tamtędy mamy najkrócej do "domu". W sumie to nam niezły numer wycięli, najpierw zgodzili się żebyśmy zapłaciły pod koniec pobytu, a gdy przyjechałyśmy chcieli 1500 euro z góry!!! Po tygodniu dostałyśmy nawet nakaz eksmisji, był przyklejony do drzwi, "przywitał" nas gdy wróciłyśmy ze stoku... całe szczęście poleciałyśmy do Fabrizia, szefa włoskiej szkółki, który razem z Wojtkiem, przekonał właściciela naszego apartamentowca, żeby dał nam czas do końca stycznia i rozłożył nam tą kwotę na raty. Teraz mamy dwa tygodnie żeby uzbierać kolejną część. Całe życie pod górkę:P Nie martwimy się jednak, bo mamy juz spłacone karnety i całe mnóstwo pozytywnej energii. Kurcze, będzie dobrze, musi być!!!
Tak z innej beczki, leżymy sobie wczoraj, oglądamy italańskie wiadomości i nagle Karo rzuca tekst: kurcze, ale mam oponkę;( na co ja: ciesz się że z osobówki, a nie tak jak ja z traktora:D:D:D:D
cdn...

W oczekiwaniu na takie widoki:D


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz