środa, 29 października 2014

ZEN- jawa czy sen?

 Zawsze zastanawiałam się jak to jest, że niektórzy ludzie są tacy odważni, wiedzą czego chcą i konsekwentnie dążą do celu. Na dodatek mają tyle energii, determinacji i siły.
Od dawna już wiedziałam, że to wcale nie przypadek, koneksje, charakter czy szczęśliwy traf. Tylko COŚ co w takich osobach jest w środku, w ich sposobie myślenia, niezrozumiałej dla mnie pewności siebie, przekonaniu, że wszystko jest możliwe.
Och jak ja im tego zazdrościłam, starałam się to zrozumieć, nauczyć się tego, z poradników i własnych obserwacji. Jednak do 2013 bezskutecznie!
Wreszcie zrozumiałam!
Całe moje życie, wszystko co mnie spotkało, tego dobrego i złego miało sens! Rodzice, którzy wychowywali mnie w duchu wolności, miłości i szacunku do siebie, innych i otaczającego mnie świata.
Dziwne kursy i szkolenia, ciężkie studia, miliony pomysłów na biznes. Przeróżni ludzie na mojej drodze, ci dobrzy i ci źli też, "góry i doliny", wyjazdy, tymczasowe prace, wzloty i upadki... wszystko to doprowadziło mnie TU.



Do miejsca, w którym jestem teraz i mogę wreszcie powiedzieć: niczego nie żałuję! Dzięki tym wszystkim składowym moje życie jest takie jakie chciałam żeby było, a ja sama jestem człowiekiem, którym chciałam być. Oczywiście w wymiarze duchowo-osobisto-intymnym. Mam nadzieję, że nie zabrzmiałam jak megalomanka? Mam pełną świadomość, że każdy powinien pracować nad sobą do końca swoich dnia ale... ja teraz jestem tak natchniona, że chcę zmieniać świat!
Osiągnęłam niesamowity wewnętrzny spokój, który objawia się niezwykłą energią życiową! Robię to co kocham, moja druga połowa jest moim dopełnieniem, przeciwnością, magnesem i inspiracją. Walkę z kilogramami zaakceptowałam, wpisałam w moją codzienność i uznałam bardziej za coś co pozytywnie kształtuje mój charakter (hehe nad tym ostatnim jeszcze pracuję:) i obiecałam sobie, że nigdy się nie poddam, bo moje ciało jest moją świątynią! Nawet wizytę w klinice endokrynologicznej, w której położę się na dniach, traktuję jak część składową mojego życia, a nie coś co nagle je odmieni.
Niesamowite jak wszystko nabrało ostrości. Mam wrażenie, że z pierwszym dniem 2014 roku jakaś szalona wróżka dotknęła mnie swoją magiczną różdżką, wybełkotała "czary mary" i trach... moje życie, które było jak porozrzucane puzzle stało się jednolitym obrazem.
Szalony wyjazd w Dolomity, pierwszy raz zorganizowany na własną rękę i praca w wymarzonej włoskiej szkółce oraz przeprowadzka do Sztokholmu to dla mnie dwa wydarzenia, które sprawiły, że uwierzyłam w siebie. Oba wiązały się z ogromnym stresem, wieloma przeszkodami i chwilami grozy, a jednak przeważała w tym wszystkim radość, satysfakcja i spełnienie. 
Wiem, że wiele zawdzięczam mojej mamie, która wychowała mnie na silną kobietę. Bratu, który jest dla mnie ogromnym oparciem i rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Tacie, który zawsze wspiera moje szalone pomysły... że on jeszcze nie zbankrutował to cud, i który namówił mnie do głodówek, a to też dodało mojemu życiu rumieńców. Filipowi, który we mnie wierzy, pomaga mi, uczy wytrwałości i kocha bez względu na wszystko. Przyjaciołom, którzy zawsze znajdują chwilę, żeby mnie wesprzeć, dodać otuchy i podrzucić świetny pomysł! Znajomym bliższym i dalszym, którzy robią dla mnie różne cudowne rzeczy, tak po prostu, z dobrego serca. I ku mojemu zaskoczeniu obcym ludziom też. Którzy mimo iż mnie nie znają też mi pomagają...Ewa Chodakowska zrobiła dla mnie coś miłego tak po prostu, sama od siebie.  Jej zdjęcie jest już na naszej stronie BIKEandSOUL !!!! :D
Musze przyznać, że ani przez chwilę w to nie wierzyłam, tyle porażek ostatnio zaliczyłam, że postanowiłam nie robić sobie żadnych nadziei tylko działać, do skutku, bez wytchnienia, do utraty tchu!!!!
Okazało się, że TO działa!!!
Teraz mam zamówienia z całego świata, na przeróżne szalone rzeczy, dostaję piękne listy i całe wywrotki pozytywnej energii. Ręce mi drżą z ekscytacji i zmęczenia od trzymania szydła i walenia w klawisze.
Początki są trudne, to fakt. Na tą chwilę muszę być artystą-wykonawcą, zaopatrzeniowcem, kurierem, PRowecem-marketingowcem, fotografką, modelką, "dizajnerką"...nieudolnym torpedo magikiem...mam nadzieję, że wybaczacie mi niedociągnięcia? Obiecuję poprawę, dajcie mi tylko trochę czasu na naukę na własnych błędach :D

Moje życiowe motto brzmi: TO SIĘ MUSI UDAĆ, BO JA TAK CHCĘ!!!

DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM!

Tym, którzy mnie zawiedli też, dzięki Wam wiele się nauczyłam :)

PS. Specjalne podziękowania dla wszystkich, którzy namówili mnie do prowadzania bloga!!! On jest dla mnie jak osobisty terapeuta, pamiętnik, kumpel-odgromnik...



4 komentarze:

  1. Iga - jestes tak pełna pozytywnej energii, że pewnie latasz pod sufitem.
    Aż miło się to czyta!

    a Twoja historia z opowiadaniem tego jak się twoje losy z totalnej rozsypki ułozyły w jakąś zaskakująco spujną całość przymina mi mój sposób na robienie gruntownych porządków w mieszkaniu, gdzie chwile po tym jak wszystko jest w wyrzucone na środek pokoju i wygląda tak, jakby miało się nigdy nie dać posprzątać po chwili.. zmienia się w radykalny porządek. Nie wiem jak to się dzieje - magia?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za te miłe słowa :) Właśnie tak się czuję, jakbym unosiła się nad ziemią... chwilo trwaj ;)
    hehe takich sprzątań w stylu "wybuch bomby" miałam ostatnio wiele ze względu na przeprowadzki... nie umiem ich nawet zliczyć, więc doskonale wiem, o którym uczuciu mówisz i ono rzeczywiście jest w pewnym stopniu zbliżone do tego co teraz czuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Extra :-) Tak trzymaj! Z szydełkiem na słońce! :-) Fajnie było Cię poznać, masz dużo pozytywnej energii! do zoba gdzieś! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że tak mnie odbierasz i też mam nadzieję, że gdzieś nasze losy się jeszcze skrzyżują ;)

      Usuń