czwartek, 10 marca 2016

Moja afrykańska dusza!

Historia W.

Gdy pierwszy raz zobaczyłam W. zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym weszła do sali. Miała taaaakie wielkie oczy... dokładnie takie same jak ja, gdy kilka tygodni wcześniej, weszłam pierwszy raz na zajęcia ze szwedzkiego...same obce, przerażone gęby, szalony nauczyciel, który od progu nawija "po tutejszemu", wszyscy naokoło szepczą w różnych magicznych językach... współczesna wieża Babel!

Oczywiście ruszyłam W. na ratunek i ucieszyłam do niej japę (czytaj: uśmiechnęłam się szeroko), i już po chwili siedziała koło mnie. Jej oczy zdawały się być coraz większe z każdym zdaniem naszego wykładowcy. Szepnęłam, by ją uspokoić: "wiem co czujesz, nic się nie martw, za kilka tygodni zaczniesz łapać, o co w tym wszystkim chodzi. Też chciałam na początku uciekać ;)" Chwilę później rozdano ćwiczenia i zostaliśmy zmuszeni do grupowych dyskusji, o jedzeniu z naszych rodzinnych stron. Gdy już skończyliśmy dukać: "ja lubić warzywa, tu mięso nie być dobre", wertować słowniki i rysować o co nam chodzi, nasz oprawca- nauczyciel zaczął nas nękać indywidualnie... gdy przyszła kolej W. i padło pytanie: "Vad saknar du mest?"- Za czym tęsknisz najbardziej? Po jej twarzy zaczął spływać wodospad łez. Łkała i przepraszała...szepnęła,że tęskni strasznie za swoimi córeczkami, które nie mogły z nią przyjechać...
 Rany, jak ja "strasznie nie wiedziałam" co mam zrobić. Z tej niemocy zaczęłam ją gładzić po plecach i hipnotyzować wzrokiem, powtarzając w głowie: "proszę nie płacz, błagam nie cierp tak potwornie".

Za chwilę zajęcia potoczyły się dalej, ale ja już nie mogłam się skupić. Myślałam tylko o tym jakie to potworne być mamą, która jest tak daleko od swoich ukochanych dzieci. Co musi się wydarzyć, żeby zdecydować się na taką rozłąkę i co się wtedy czuje? 

Gdy wybiła 16:30 i zaczęliśmy pakować manatki, spojrzałam na W. i zapytałam: "może masz ochotę na kawę, jest taka piękna pogoda, znam fajną kawiarnię, która serwuje świetną latte na wynos, weźmiemy po kubku i usiądziemy nad wodą???" W. spojrzała na mnie zdziwiona, była ewidentnie zakłopotana, a ja nie miałam pojęcia dlaczego."Jeśli nie masz czasu lub ochoty to nie ma sprawy..." Wreszcie odpowiedziała: "Bardzo chętnie pójdę do parku, ale ja nie piję kawy...bardzo Cię przepraszam, nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo jesteś pierwszą białą dziewczyną w moim życiu, która zaprosiła mnie na kawę". !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <Może mnie ktoś oświecić i podpowiedzieć co się mówi w takiej chwili??? >!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Potrafiłam jedynie wydukać: "Powiadasz, że nie szlajasz się z białą hołotą? Mądry wybór! Cieszę się, że zrobisz dla mnie wyjątek!"

W rezultacie, piętnaście minut później siedziałyśmy na pomoście z kubkami wypełnionymi świeżymi sokami. Rozmawiałyśmy jakbyśmy się znały od dawna. Religia, polityka, dyskryminacja, moda, diety, faceci, kosmetyki... przeleciałyśmy tamtego popołudnia chyba przez wszystkie możliwe tematy. Pamiętam jak w pewnym momencie przemknęła mi przez głowę myśl: " jakie to niesamowite, że pochodzimy z tak odległych od siebie miejsc, różnych kultur, tradycji, religii, a jesteśmy TAKIE SAME!!!

 Do dziś nie wiem skąd w tej dziewczynie tyle siły i pozytywnej energii. Ona mówi, że tacy właśnie są Kenijczycy, ja natomiast myślę, niektórzy po prostu rodzą się bohaterami. Nie wiem do końca dlaczego W. musiała wyjechać. Po hektolitrach wypitych razem soków i strzępkach historii, wiem że każdy chce żyć jak najdłużej, a gdy w pobliżu jest tylko jeden szpital, który akurat nie zajmuje się nowotworami, bo w całym kraju jest tylko jedna taka placówka, a Ty masz dwójkę dzieci i chcesz żyć do cholery, to zrobisz wszystko! W. poświęciła wiele, skorzystała z szansy, którą podrzucił jej los, a teraz musi zwrócić życiu z nawiązką to co pożyczyła. Mam nadzieję, że wreszcie na jej niebie zaświeci słońce.

Zanim się rozstałyśmy W. obdarowała mnie pięknym prezentem, mianowicie powiedziała mi na pożegnanie, że mam afrykańską duszę. Zawsze o tym marzyłam, zawsze chciałam być murzynką i okazuje się, że JESTEM! 

 
Friends


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz