piątek, 17 maja 2013

"Dej fynf"

Yeahhhhhhhhhh jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, a mój organizm nie odmówi posłuszeństwa to własnie jestem na półmetku. Tym razem chciałam przekroczyć magiczną granicę 6 dni i wytrzymać 10. Wszystko wskazuje na to, że moje ciało też jest do tego przygotowane. Głowa bolała mnie nieznacznie tylko 1 dnia, siły witalne w normie, wieczorami marznę, ale to efekt nie tylko spowolnienia krążenia- Filip wracaj, mdłości też przeszły mi stosunkowo szybko, muszę tylko nad psychiką pracować, bo w mojej głowie poprawa jest ledwo zauważalna. Może i jest mi trochę łatwiej, bo już się tak nie boję, że umrę z głodu, ale nadal mam fiksacje na punkcie jedzenia. W zasadzie myślę o nim non stop i wprost nie mogę się doczekać kiedy skończy się moja udręka, bo tarte jabłka nagle stały się wykwintnym daniem, o którym śnię na jawie. Strasznie chciałabym już móc je skonsumować, ale uparłam się i dotrwam do środy. No chyba, że źle się poczuję, bo tak jak już kiedyś wspominałam ja zawsze monitoruję reakcje mojego organizmu i to on mówi mi kiedy mam skończyć. Jak na razie prognozy są zacne zwłaszcza, że pomimo trwającej głodówki nie przerwałam treningów i przed chwilą wróciłam z joggingu. Oczywiście z pulsometrem i telefonem, który już miał wbity w szybkie wybieranie numer alarmowy na wypadek zasłabnięcia, ale całe szczęście nie musiałam z niego korzystać, bo czułam się świetnie, zrealizowałam plan, a teraz siedzę na kanapie i klaszczę uszami z radości:D Oprócz tego wczoraj, podczas naszych czwartkowych zajęć na sali, jak co tydzień na koniec graliśmy z dzieciakami w nogę iiiiiiiiiiiii strzeliłam dwa gole iiiiiiiiiiiiiii przyjęłam piłkę na klatę i kolanko. Jednym słowem wymiatam. Cieszyłam się jak dziecko... to było miłe, zwłaszcza, gdy po gwizdku sędziego, kończącym mecz podeszła do mnie dziewczynka z grupy starszej, którą prowadzi mój przyjaciel i zapytała czy może ze mną przybić piątkę. Zawsze ją lubiłam natomiast nic nie wskazywało na to, że ona darzy mnie sympatią i chyba dlatego zrobiło mi się tak miło. Dzieci to jednak takie małe radary, które odbierają fale, które wysyłamy, nie analizują, nie spiskują tylko odbijają sygnał zwrotny zgodny z ich odczuciami.  Za to właśnie tak bardzo je lubię i szanuję.
Mam też dobrą historię z poniedziałku. Spałam u rodziców i wieczorem wyciągnęłam  brata do lasu coby razem jakąś aktywność fizyczną uskutecznić, ja biegałam, a on towarzyszył mi na rowerze. Śmigaliśmy sobie radośnie alejkami i tu muszę opisać jak one wyglądają, ponieważ jest to istotne dla całej przygody. Mianowicie ścieżyny te należą do rodzaju tych niewybetonowanych czy niewypłytkowanych, a po obu ich stronach ciągną się wzdłuż rowy melioracyjne i to one są tu istotne. Gadaliśmy sobie gdy nagle usłyszeliśmy wielkie poruszenie w pobliskim krzaku. Mignęły mi małe dzicze dupki, które uciekały w popłochu... a to oznaczało tylko jedno, że gdzieś w pobliżu krąży locha, która jak głoszą legendy zawsze broni swoich małych niczym lwica. Nie musieliśmy długo szukać, w odległości dwóch metrów, pod pobliskim dębem stała dorodna dzicza mama. Dzielił nas od niej tylko ten malutki rów. Najpierw nas sparaliżowało, a po chwili już frunęłam nad rowem po drugiej stronie, chowałam się za brzozą i krzyczałam do Barta: wsiadaj na rower i ucieeeeeeekaj Ty na rowerze dasz radę! On ani drgnął spojrzał na mnie i ze stoickim spokojem powiedział, że nigdzie się nie ruszy, nie zostawi mnie samej i koniec! Spieraliśmy się dobre kilkanaście sekund, ja nie odpuszczałam, bo uruchomił mi się instynkt starszej siostry i walecznej Joanny, a Bart jako odważny mężczyzna i dobry przyjaciel też nie dopuszczał innej opcji niż zostanie ze mną. Wreszcie postanowiliśmy sprawdzić jak rozwija się sytuacja. Wtedy właśnie oboje rzuciliśmy wyzywające spojrzenie naszemu wrogowi. Jakież było nasze zdziwienie gdy dotarło do nas, że pani dzikowa ma nas kompletnie w du...żym żołędziu. Zna się na ludziach skubana, my i zagrożenie dla jej dzieci?!  Najpierw wybuchnęliśmy śmiechem, a po chwili ruszyliśmy dalej na... spotkanie z sarną, później już był tylko jeż i niedźwiedź, ale ten ostatni jest oswojony i nas spłodził.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz