poniedziałek, 22 kwietnia 2013

50 mord Greja

Skoro wiosna zawitała wreszcie do naszej ojczyzny czas zacząć porządki. Nasze cztery kąty już "omiotłam", teraz pora zabrać się za moje cztery litery. Pomału wracam do formy, spędzając każdą wolną chwilę na rowerze. Zastanawiam się też nad kolejną głodówką, bo zbliża się majówka i mam jakieś dziwne- złe przeczucia, że będzie słonecznie, a co się wiąże z wysoką temperaturą? Zrzucanie ciuchów...ta czynność jest też konieczna jeśli się ma ochotę popływać na desce, a mnie się strasznie zachciało właśnie ten sport uprawiać. Że też nie ciągnie mnie do wspinaczki wysokogórskiej. Oczywiście mogłabym się ukryć w piance, ale najpierw musiałabym się do niej wcisnąć, a niestety jeszcze kawalątek mi brakuje do zapięcia zamka:P  Nie ma co marudzić, trzeba się zmobilizować i walczyć z tymi potworami aka komórkami tłuszczowymi, które bez przerwy krzyczą: jeść! jeść! jeść! Zagłodzę pindy! Swoją drogą to smutne, że nawet jak się ich nie karmi to one nie znikając tylko się kurczą. To niesprawiedliwe...jak się nie trenuje to mięśnie zanikają, a te cholery nawet jak się je głodzi to się nie utleniają tylko się robią małe i myślą, że ich nie widać, a później gdy tylko nadarzy się okazja to chaps i już pęcznieją! Wkurza mnie to!
Żeby o tym nie myśleć sięgnęłam po lekturę. Zanim przejdę do krótkiego opisu wrażeń związanych z jej czytaniem wystukam kilka słów na temat tego jak stałam się posiadaczką tej książki. Moja przyjaciółka, która zawsze wie co mi kupić w prezencie na urodziny i tym razem nie spudłowała. Jednym z elementów pakunku była książka, w tym roku wybrała powieść, o której było dość głośno, a mianowicie "50 twarzy Grey'a". Ucieszyłam się ogromnie, bo słyszałam już tyle sprzecznych opinii na jej temat, że sama chciałam jakąś wydać. Oczywiście jak to często bywa w moim przypadku nie zasiadłam do tej pozycji bibliograficznej od razu. Musiała ona się lekko przykurzyć, znaleźć swoje miejsce na regale...i wtedy dopiero po nią sięgnęłam. Za pierwszym razem miałam tylko kilkanaście minut więc przewertowałam tylko dwadzieścia kilka stron. Muszę przyznać, że mnie wciągnęło i czekałam tylko kiedy znów będę miała chwilę, żeby ją otworzyć. Drugie podejście było skuteczniejsze, dobrnęłam do strony 150 iiiiiiiiiiiiiiiiiiiii mimo kolejnych prób dalej nie dam rady. Przysięgam, że się starałam i jeszcze kilka razy ją otwierałam, ale to nic nie dało.Tyle było szumu, gadania na temat tego wyuzdania, feministki narobiły larma, katolicy się oburzyli. Dżizys! Ja się pytam o co tyle krzyku?? Toż to zwykły gniot, pseudoerotyczne romansidło, Harlekin XXI wieku. Nie muszę czytać dalej, żeby wiedzieć że Jego uśmiech już do końca będzie sardoniczny, a Jej eteryczny, On będzie apodyktyczny, a Ona stale będzie przygryzała wargę. Wydedukowanie z tego, że nasza bohaterka symbolizuje uprzedmiotowienie kobiet,  uważam za przesadę, bardziej widoczne jest to w reklamach proszków do prania czy płynów do mycia naczyń. Sama uważam się za emancypantkę, ale nie doszukujmy się problemów tam gdzie ich nie ma, zwłaszcza w tak marnych publikacjach. No i niby ten seks jakoś opisany miał być wulgarnie i nieprzyzwoicie. Już więcej pieprzyku miała książeczka, którą wyszperałam u rodziców w bibliotece w okresie dojrzewania. To było coś! A teraz jak już objechałam tę pozycję z góry na dół to jeszcze kilka słów w jej obronie. Osobiście wolę, żeby nastolatki czytały takie książki zamiast oglądać ogólnodostępne w internecie wynaturzone pornole. Lektura zawsze rozwija wyobraźnie, a ponadto czytając nauczą się kilku nowych słów. W tym wypadku tylko kilku (autorka non stop używa tych samych wyrazów co dodatkowo mnie wpieniało), ale zawsze coś. Nie wspomnę już o tym, że główna bohaterka była dwudziestojednoletnią dziewicą, może trzeba jej gdzieś pomnik postawić, żeby nasze piętnastolatki nie wyskakiwały z majtek. Ponadto uważam, że skoro jeszcze niedawno seks był tematem tabu i niewiele się go urozmaicało to niech nasze matki (wykluczam tu moją, bo ONA łamie konwenanse), spróbują jeszcze czegoś nowego w życiu i się zabawią! Może dzięki temu liczba rozwodów zmaleje...
Podsumowując, dzięki Anula, prezent jak zwykle trafiony i proszę nie doszukuj się w tym stwierdzeniu sarkazmu. Cieszę się że mogłam zapoznać się z tą lekturą, wyrobić sobie zdanie na jej temat i przy okazji móc opisać tu swoje wrażenia:) Chcesz pożyczyć??:P

3 komentarze:

  1. Iga, po prostu nie wierzę że napisałaś o tej książce. Dokładnie o tej, którą dostałam na urodziny od moich koleżanek (październik 2012), a którą zaczęłam czytać dosłownie kilka dni temu :D To musi być jakaś niewerbalna komunikacja na linii Śląsk-Wielkopolska!

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe w skrócie telepatia:D to potwierdza moje przypuszczenia, że nie tylko mojej Ani ta pozycja wydała się idealnym prezentem urodzinowym. A do której strony dobrnęłaś??

    OdpowiedzUsuń
  3. Do 250. Jakoś nie mam na tą chwilę weny, żeby kontynuować... (Zrób coś z tym zegarem na blogu jeśli możesz, bo dziwne godziny pokazuje :P)

    OdpowiedzUsuń