niedziela, 16 listopada 2014

Biegiem w nieznane!

Już miałam złapać doła, smucić się i beczeć, bo tęsknota za bliskimi znów daje się we znaki, ale zamiast tego, wzięłam się mentalnie za fraki, lekko przydusiłam swoje wewnętrzne NIE kolankiem,  wskoczyłam w obuwie sportowe marki X i ruszyłam na alejki i trawniki ganiać zające, i wysiłkiem wykurzać fatalny nastrój. Już po kilkunastu minutach intensywnego biegu ciemne chmury wiatr przegonił, a osiedlowe szaraki zaczęły się ze mną bawić w berka. Magia endorfin znów zadziałała! Zmusiłam się jeszcze do podbiegów i truchtem z rodzaju SUPER SLOW (mam teraz maks pod górkę do domu:P) zaczęłam się kierować do bazy. Zdyszana dopadłam drzwi od klatki i wtem... yyyyyyyy jaki do cholery był kod do drzwi? yyyyyyyyyyy aha nie pamiętam, bo mieszkam tu dopiero kilka dni i zwykle używam kluczy yyyyyyyyy a dziś kluczy nie wzięłam, bo jest weekend i Filip jest w domu yyyyyyyyy aaaaaaaaa PRZECIEŻ W TYM POKRĘCONYM PÓŁNOCNYM KRAJU NIE MA DOMOFONÓW!!!!!! Oblał mnie zimny pot i zaczęłam z nerwów biegać wokół bloku, zaglądałam w nasze okna i zastanawiałam się po jakim czasie F. zacznie się zastanawiać czemu tak długo mnie nie ma i ile zajmie mu zebranie się i zejście na dół w celach poszukiwawczych? Wreszcie odważyłam się stanąć pod naszym balkonem i "cicho krzyczeć" Fiiiiiiiiliiiiiiiiiip!!! Fi-lip!!! Fiiiiiiiiii-lip!!! Niestety okna mamy dźwiękoszczelne, a ja nie potrafiłam w obcym miejscu rozedrzeć japy na tyle głośno żeby mnie ktokolwiek usłyszał!
Zaczęłam marznąć, więc musiałam wykombinować jakieś inne rozwiązaniem, zanim zaczną mi sople sterczeć z nosa. Nagle gdzieś w oddali zaczął zarysowywać się kontur człowieka. Pobiegłam do niego, okazało się, że to młody przystojny wiking, który gdy streściłam mu moją sytuację, uśmiał się po pachy, po czym przywdział swoją srebrną zbroję, zeskoczył ze śniadego wierzchowca i obiecał mi pomóc.
Jego kod niestety nie zadziałał na moje drzwi, ale za to dzięki temu, że już nie raz pakowałam się w tarapaty, to na wszelki wypadek nauczyłam się numeru Filipa na pamięć. No i się przydał, nota bene już nie pierwszy raz :P Takie świry jak ja już tak mają :D
Wykręciliśmy i modliliśmy się żeby odebrał. Udało się! Mój luby zszedł otworzyć mi drzwi, a ja podziękowałam nieznajomemu (przedstawił mi się, ale ... też tak macie, że jak się komuś przedstawiacie to nie kodujecie jak nazywa się wasz rozmówca?) To była naprawdę miła przygoda, a pogawędka z nieznajomy znów pozwoliła mi uwierzyć, że i w tym nowy miejscu znajdę przyjaciół!
Ze względu na wczorajszą przygodę dziś zamiast joggingu był spacer, który gdy dopadłam osiedlową siłownię natychmiast przemieniłam w intensywny trening :)

był wioślarz... i były podbiegi :)

Okazało się, że mieszkamy w przepięknej okolicy, którą z każdej strony otaczają lasy, góry i skały!!! Wreszcie mogę przestać biegać wokół skwerka pod blokiem. Nie znoszę pierwszych tygodniu w nowym miejscu, najchętniej bym się wtedy zaszyła w domu jak niedźwiedź w gawrze i obudziła się na wiosnę. Jednak tak bardzo naładowałam akumulatory podczas pobytu w rodzinnym domu, że starczyło mi sił żeby przezwyciężyć niechęć do kolejnej zmiany otoczenia i truchtać do utraty tchu po Bandhagen, Hogdalen i okolicy. Bardzo mi się tu podoba, z każdym dniem coraz bardziej :)

BIKEandSOUL'owe czapy i opaski już grzeją nasze głowy :D


Nie wiem co bym zrobiła bez Filipa, treningów i Was?! Całe moje życie stanęło na głowie, a równowagę łapię tylko dzięki wsparciu najbliższych, włóczkowemu szaleństwu i Waszym pięknym mailom
i zamówieniom. Mam wrażenie, że jestem jak króliczek z Duracell'a, który zamiast z baterii w tyłku, czerpie siłę z otoczenia, ludzi i uczuć!!! DZIĘKUJĘ!!!

6 komentarzy:

  1. Moja kochana fariatka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe a kto mnie tak pieszczotliwie nazywa i ukrył się pod Kirenen??

      Usuń
  2. Ale sie usmialam! Tak w poniedzialkowy poranek to wspanialy poczatek dnia ;-) Przygody to masz naprawde ciekawe...
    Super,ze zamiast plakac i myslec "nie" znalazlas moc by wyjsc pobiegac i zaczerpnac powietrza na "tak". Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i cieszę się bardzo, że wniosłam trochę uśmiechu w Twój poniedziałkowy poranek :) Cała naprzód!!!!

      Usuń
  3. Hahaha...cudowne kolory ...ten blekit i ta rozowa czapeczka !!!! Mam tak dosyc tych czarno.burych szwedzkich ubran,
    Ile radosci moga sprawic kolory, jakie to wazne ...od razu sie lepiej poczulam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie dobija tutaj ta szarzyzna! Co to za dziwna tendencja, ja rozumiem że na burych rzeczach brudu nie widać, ale wolę plamę z błota na kolorowej kurtce niż cała być jak błotna kałuża :D Zwłaszcza, że tak jak mówisz kolory potrafią tak cudownie poprawić nastrój, dlatego musimy Szwecję pokolorować! :D Uściski!!!

      Usuń