środa, 18 czerwca 2014

Człowiek to świnia!

Zdaje się, że wykrakałam wege kryzys. Zaledwie kilkanaście godzin temu wspomniałam, że dzielnie się trzymamy i już prawie miesiąc nie jemy mięsa, a już dziś mój luby dał mi do zrozumienia, że go to wkurza. Powinnam się była zorientować już wczoraj, gdy podczas jedzenia obiadu ostentacyjnie zaczął grzebać w talerzu i z przekąsem zapytał: a jakie my tu mamy mięso? Nie przejąwszy się zbytnio odrzekłam: takie z Nibylandii? Smakuje Ci?? Oczywiście po krótkiej chwili zapytałam, czy bardzo tęskni za krwawą rzezią na talerzu, a on zaprzeczył, więc zbytnio się tym nie przejęłam. To był błąd!!!
Dzisiaj, gdy sytuacja się powtórzyła i doprowadziło to do sprzeczki obiecałam, że ugotuję obiad, w którego skład będzie wchodził indyk. To musi F. usatysfakcjonować, ja innego mięsa nie uznaję, świni ani krowy nie tykam już od dawna! Jak mu się nie podoba to musi iść do knajpy, albo zakasać rękawy i samemu coś upichcić.
Może to okrutne dzielić zwierzęta na te "jadalne" i "niejadalne", ale jakoś muszę sobie radzić. Życie to sztuka kompromisów, a związek już w szczególności. Oczywiście mogłabym ugotować dwa obiady, ale czy ja wyglądam na masochistkę i cholerną PPD (Perfekcyjna Pani Domu)?? Ja wiem, że ten indyk, który trafi do Nas na stół pewnie nie pochwalałby moich decyzji, ale panie indyku, ja będę pana przeżuwała z pełnym szacunkiem. Na swoją obronę mam tylko to, że niektórzy jedzą mięso prawie codziennie, a my tylko dwa razy w miesiącu. Wiem, że się usprawiedliwiam, ale czuję się z tym podle i nic na to nie poradzę! Już słyszę jak tłum skanduje: hi-po-kry-tka!!! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz