środa, 25 czerwca 2014

W morskiej kipieli

W życiu jak na giełdzie po hossie przychodzi bessa...niestety... Nie będę tu wylewać żali, bo staram się unosić na powierzchni wody, a marudzenie powoduje, że ta paradoksalnie życiodajna ciecz, zaczyna zalewać mi usta, oczy, uszy i w rezultacie idę na dno.  Muszę utrzymać się na szczycie tej fali złego nastroju, który przypłynął wraz z całym Tsunami niefortunnych zdarzeń. Oczywiście spodziewałam się tego, bo zawsze gdy mam mdłości z radości musi się coś zesrać. Przepraszam, za tak przyziemne określenie, ale ono tak idealnie tu pasuje.
Przy życiu trzyma mnie tylko stara zasada, że przed burzą jest parno, potem wali piorunami, a na koniec znowu świeci słońce. To czekam, aż jakiś silny podmuch wiatru przegoni czarne chmury, nawet mu pomagam, dmucham z całych sił, mimo płynących strumieniami łez.
Wiem, że mi przejdzie, wszystko się ułoży, babcię "posklejają", Barta zoperują, a rodzice jednak przyjadą. Zabiorę ich w moje ulubione miejsca, będziemy leżeć razem w trawie, włóczyć się po starym mieście, a potem spalę ich bilety powrotne i zostaną tu ze mną na zawsze. Wybudujemy sobie dom, obok postawimy saunę i jak rodowici Szwedzi będziemy w niej spędzać leniwe popołudnia. Zabrzmiałam teraz jak jakaś psychopatyczna nastolatka z badziewnego amerykańskiego horroru. Nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna, mało tego jestem z tego dumna!
Chociaż czasem naprawdę żałuję, że moja mama kładła taki nacisk na mój rozwój emocjonalny. Chyba łatwiej jest być zimną suką, przeć do przodu jak taran i nie oglądać się za siebie, albo chociaż być durniem, nieświadomym niczego. Tylko czy życie wtedy ma jakiś smak? Nie jest przypadkiem jałowe, bezbarwne i tylko z wyglądu przypomina bezę? Nawet jeśli właściciel takiego bytu uważa, że ma na talerzu rarytasy, to czy aby na pewno nie zajda się otrębami, w przekonaniu, że to tort czekoladowy? Skoro nigdy nie próbował czegoś innego to czy może być tak samo szczęśliwy jak ktoś kto próbuje każdego smaku z palety i nie raz nadział się na żelki o smaku wymiocin?
Zawsze pocieszał mnie fakt, że jeśli cham jest szczęśliwy to nawet w 1% nie odczuwa radości tak jak ja. To może okrutne, ale skoro on o tym nie wie, to czemu ja mam sobie taką myślą nie ulżyć? Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że może ja czuję szczęście każdą komórką ciała, ale za to smutek przeszywa mnie aż do szpiku kości. Musi być równowaga w przyrodzie. Potrzebni są wszyscy ludzie, bo inaczej świat stanąłby w miejscu, a ja chcę żeby kula ziemska była karuzelą, mimo tego, że nienawidzę wesołych miasteczek.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz