poniedziałek, 29 października 2012

Nie znoszę skóry którą noszę

Jakiś czas temu Kalina, przyszła mama małej karateczki vel narciarki:P przycisnęła mnie kolankiem do obejrzenia "Skóry, w której żyję" cobyśmy mogły na ten temat przy następnym spotkaniu podyskutować. W związku z tym nie miałam wyjścia, mus to mus. Poza tym skoro już nawet obsługa videoteki prosi mnie o wyrażanie opinii na temat co poniektórych dzieł kinematografii to nie wypada nie być na bieżąco:P Pomimo złych przeczuć w końcu się przełamałam i....no nie będę ukrywała, że się rozczarowałam. Film jest niezły, ale mnie osobiście szczególnie nie przypadł do gustu. Almodovar i scenariusz adaptowany to według mnie nie jest najlepszy duet, oczywiście użył swojej magicznej "almodramy" alias klimatu hiszpańskiej tandety rodem z telenoweli, ale pomijając fakt, że to już wszystko było w jego poprzednich dziełach to kurde miało się nijak do tego typu scenariusza. Miałam nieodparte wrażenie, że próbuje stworzyć jedność z takich składników jak fabuła której sam nie wymyślił i do końca nie czuł i jego wspaniałe wizje. Jak zwykle porusza tematy ciężkie i bardzo na czasie, typu modyfikacje genetyczne, zabawy człowieka w pana Boga, że dusza należy do Nas samych i nikt nam tego nie odbierze, okrucieństwa wobec kobiet, gwałtów, mordów itp. jednym słowem cały Pedro... i w zasadzie te problemy w połączeniu z tą oryginalną fabuła i z tak cudownym reżyserem powinny po "wymieszaniu" dać twór doskonały, ale niestety tak nie jest. Może fakt, że widziała wszystkie filmy Almodovara od 1986 i znam drania na wylot zadziałał w tym wypadku na niekorzyść twórcy, bo po 20 minutach doskonale wiedziałam o co chodzi, co się dalej stanie i jak to się skończy. Najzwyczajniej w świecie się nudziłam. Jako wymagający widz i miłośniczka "zakręconego Hiszpana" nie jestem w stanie MU tego wybaczyć. Jakoś tak za bardzo się sili, pierwsze 15 minut w jego stylu, ale nic nowego, później ponad godzina trochę łagodnego thrillera, i na koniec znowu Pedro, ale jakiś taki "splaszczony". Stać go na więcej, całość ogólnie dla mnie jest zbyt płaska. Wszystkie pozostałe jego filmy szanuję bardziej. No to pojechałam z tą recenzją...hehehe :D jestem okropna, ale nie wybaczam moim mistrzom niedociągnięć. Ogólnie film całkiem niezły, w skali do 10 dałabym 7,5. Ciekawa fabuła i innowacyjne zobrazowanie pewnych problemów. Godny polecenia, ale nie wsadzam go do szufladki z napisem "arcydzieła", bo dostałby łomot od współtowarzyszy. Pewnie Raczek by mnie zganił za tą recenzję, ale całe szczęście mamy póki co wolność słowa w Naszym Pięknym Kraju i mogę sobie pisać co mi się żywnie podoba! Swoją drogą ciekawe kiedy wprowadzą u Nas reżim jak w Korei Północnej...prywatnego Kim Dzong Ila już mamy:P Oho zaczęłam zbaczać z kursu, za chwilę wpłynę na niespokojne wody, więc lepiej zamilknę;)



PS. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi za to że pożyczyłam sobie ten obrazek...uwielbiam go:D:D:D

2 komentarze:

  1. Dokladnie mialam takie same odczucia! mojemu chlopakowi sie podobal ten film, ale ja mam taka sama opinie jak Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli i MY jesteśmy podobne i nasze drugie połówki, F. nie rozumiał dlaczego ja się tak czepiam :D

    OdpowiedzUsuń