piątek, 2 listopada 2012

Pomarańczowy zawrót głowy

Jestem głodna! Jestem głodna! Jestem głodnaaaaaaa! Masakra. Tym razem pierwsze dwa dni minęły jak z bicza, nawet nie spostrzegłam, że nie jem. No dobra kłamałam, trochę mi to doskwierało, ale tylko troszeczkę :P Niestety okres beztroski minął. Dziś już było ciężko, gdyby nie moja mama, która do mnie przyjechała i zrobiłyśmy sobie hardcorowy rajd zakupowy to chyba bym posiekała wiklinowy parawan z dużego pokoju i ugotowała z niego spaghegtti. Dzięki Mamuś!
Całe szczęście relacje między domownikami na Cyryla się poprawiły co bardzo mi ułatwia zmagania z moim przeciwnikiem czyli potworem głodomorem! Znów jesteśmy z Filipem jak Bonnie i Clyde i radośnie planujemy nasze małe zbrodnie. Mamy już w planach napad na warzywniak i mord na paprykach. Na dobry początek Filip zaciukał pomarańcze i zabawił się w małego chemika. W wyniku tych eksperymentów w kącie w kuchni stoi baniak z pomarańczówką. Zainteresowanym pachnąco-rozweselającym dodatkiem do zimowej herbaty zamieszczam przepis:

Pomarańczowy zawrót głowy:D
 Ingrydiensy:
1 litr spirytusy
8 pomarańczy
1,2 kg cukru (może być 1kg)
1,2 litra wody

Pomarańcze parzymy i szorujemy do bólu. Następnie "obdzieramy" je ze skóry i wyciskamy do garnka sok dopóki pomarańcze nie zaczną błagać o litość. Dolewamy wodę i wsypujemy cukier. Teraz już tylko całość  zagotowujemy i odstawiamy do przestygnięcia. W tym czasie oddzielamy od skórek białą część (w ten sposób pozbędziemy się nutki goryczy) i to co nam pozostało, czyli pomarańczowe fragmenty tniemy na mniejsze kawałki, wciskamy je do butli, zalewamy ostudzoną miksturą - najlepiej wlewać przez lejek od góry przykryty gazą. Na końcu dodajemy spirytus i starannie mieszamy. I teraz test na cierpliwość...tak przygotowaną naleweczkę odstawiamy na minimum 4 dni w ciemne miejsce. Później już tylko hulaj dusza piekła nie ma:)

Dobra rada cioci samo zło:
Odchudzającym się lub z kiepską przemianą materii odradzam nawet robienie tego "wynalazku". Mnie wprost skręca, że nie będę mogła jej pić, ale niestety jest to prawdziwa bomba kaloryczna. W zeszłym roku musiałam lać się po łapach żeby się do niej nie przytulić;)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz